Sułtańskie mule

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2008-04-11 00:00

Sułtan — niegdyś na Saskiej Kępie miejsce kultowe. Lubiliśmy w nim przesiadywać i zajadać się słynną szarlotką. Mniej nam może podchodził napój firmowy. Kiedy wpadliśmy tam w zeszłym roku, Sułtan wyraźnie się zamaskował. Zanim wypchnął nas na ulicę dymem z papierosów, kontrolnie zamówiliśmy pierogi (12 zł). Szczególnie przypadły nam do gustu te z mięsem. Pod warunkiem że są z wody. Właśnie wtedy wypatrzyliśmy, że podają tam także mule. Niestety, wyłącznie w czwartki i w piątki. Postanowiliśmy ich w Masce (tak się teraz Sułtan nazywa) spróbować. Ale dopiero wtedy, gdy nadejdzie wiosna i ci o odmiennej orientacji zdrowotnej (niepalący) też będą mieli prawo swobodnie ich posmakować w restauracyjnym ogródku.

W końcu nadeszło do Maski nowe i jest sala dla niepalących. A mule? Rzeczywiście smaczne i godne polecenia (35 zł). Karta win, delikatnie mówiąc, ubożuchna. Mimo wszystko mule znalazły w niej poczciwego adoratora: Sunrise Sauvignon Blanc, 2006, Concha y Toro, Chile (75 zł). Nie obeszło się bez leciusieńkich zgrzytów. Znaleźliśmy szybko receptę, jak je zneutralizować. Mule robiły się dla wina coraz bardziej uległe, kiedy je delikatnie zrosiliśmy kilkoma kropelkami cytryny. A już wyraźnie zaćwierkały, gdy je posypaliśmy szczyptą soli.

Mule

Maska Cafe Restaurant

ul. Obrońców 12a

Warszawa

Stanisław J. Majcherczyk