Rządowo-biznesowa wyprawa do Azji, pod przewodem premiera Marka Belki, minęła półmetek. Nie od rzeczy byłoby zapytać, po co szef rządu mającego przed sobą ledwie półroczny horyzont wyłącza własną osobę, trzech konstytucyjnych ministrów (Mirosława Gronickiego, Jacka Sochę i Sławomira Cytryckiego) i kilku wiceministrów aż na osiem dni z biegu pilnych spraw krajowych i wędruje na drugi koniec świata. Uzasadnienie dyplomatyczne brzmi — to wypełnianie zobowiązań, wszak wyjazd ten był umówiony jeszcze przez premiera Leszka Millera. Uzasadnieniem merytorycznym jest szukanie dróg zmniejszania deficytu wymiany handlowej Polski oraz przyciągania inwestorów.
Z dwoma bogatymi państwami, w których misja Marka Belki już przebywała, notujemy bardzo ujemne saldo obrotów — w minionym roku z Japonią ponad 1,5 mld USD, a z Singapurem około 0,3 mld USD. Jeszcze gorzej od samych kwot wygląda proporcja, albowiem deficyt jest kilkakrotnie większy od eksportu. Odpowiedzią na pytanie o trudności wchodzenia na tamtejsze rynki niech będą wyniki badań wykonanych przed światową wystawą EXPO 2005, rozpoczynającą się 25 marca pod Nagoją (w prefekturze Aichi). Okazało się, że 83 proc. Japończyków nasz kraj nie kojarzy się kompletnie z niczym, dla pozostałych 17 proc. zaś najważniejszy jest Fryderyk Chopin. Sondaż w Republice Singapuru wypadłby dla nas jeszcze bardziej przygnębiająco.
Dalekowschodnie postrzeganie świata jest następujące — najpierw gigantyczne Chiny, potem Ameryka i dopiero gdzieś na horyzoncie Unia Europejska, w której Polska sytuuje się tak, jak w naszej świadomości, powiedzmy, Uzbekistan. Tej hierarchii trudno się dziwić, jest ona przecież całkowicie naturalna geograficznie, politycznie i gospodarczo. Czy w związku z tym uzasadnione są nasze nadzieje na wyraźne podniesienie poziomu zaangażowania japońskiego kapitału w Polsce, który dzisiaj Marek Belka nazywa „dramatycznie niskim”?
Głównym biznesowym partnerem wizyty w Japonii był koncern Toyota. Jego kierownictwo nie puściło pary z ust o kolejnej fabryce w Europie. I nie mogło, bo spotkania o charakterze konfidencjonalnym służą nie podpisywaniu kontraktów, lecz tworzeniu klimatu biznesowego zaufania — do Polski jako takiej, a nie do konkretnego premiera. Japończycy cały czas grzecznie się uśmiechali, na co nasza strona równie grzecznie zażartowała, że skoro Toyota już produkuje u nas podzespoły i silniki, a Bridgestone dodaje do tego opony, to wystarczy jeszcze trochę blachy — i będą schodziły całe samochody…
Po Azji zasobnej przyszedł teraz czas na odwiedziny Azji ubogiej, czyli Wietnamu, a na samym końcu podróży — Azji dotkniętej przez tsunami, konkretnie Sri Lanki. Wobec tragedii ludzi na wybrzeżach zdradzieckiego Oceanu Indyjskiego bledną jakieś tam deficyty handlowe…