Talentuno chce zawojować Wyspy

Aleksandra RogalaAleksandra Rogala
opublikowano: 2020-02-03 22:00

Mały węgierski start-up, nazywający się Uberem branży rekruterów, po Polsce ma w planach Wielką Brytanię. Potem — USA.

Start-up, który wystartował nad Wisłą w maju 2019 r., ma w Polsce już więcej headhunterów niż na Węgrzech. W rodzimym kraju, gdzie zaczynał mniej więcej półtora roku wcześniej, zaczyna już deptać po piętach konkurencji — tak uważa Zsolt Kelliár, prezes i współtwórca Talentuno.

EFEKT UBERA:
EFEKT UBERA:
Zsolt Kelliár, prezes Talentuno, chce, żeby jego spółka była kojarzona z rewolucją technologiczną na rynku HR. Stawia na marketing i liczy na efekt skali w Polsce, która jest znacznie większa niż jego rodzime Węgry. Jego ambicją jest jednak wejście do co najmniej kilku nowych krajów.
Fot. WM

— Jesteśmy dużo tańsi niż tradycyjne agencje pracy — twierdzi Zsolt Kelliár.

Twórcy Talentuno — Zsolt Kelliár i Péter Balázsik — zaczynali od tradycyjnej agencji pracy. W pewnym momencie zorientowali się, że nie mają wystarczającej liczby profesjonalnych rekruterów, żeby wywiązać się z kontraktu z dużym klientem. Wtedy postawili na rozwój technologii — tak powstała platforma Talentuno, którą sami okrzyknęli „Uberem branży rekrutacyjnej”.

— Działamy na modelu crowdsourcingu, podobnie jak Uber na rynku taksówek. Oferujemy każdemu możliwość zostania headhunterem, tak jak Uber każdemu daje możliwość zostania taksówkarzem — tłumaczy Zsolt Kelliár.

Strona internetowa Talentuno pozwala firmom na zamieszczanie ogłoszeń o pracę, na które kandydaci są zgłaszani z polecenia — poprzez sieć znajomych i rodziny. Skupia tzw. matchmakerów, czyli, w wolnym tłumaczeniu, „swatów” (firma zatrudnia też profesjonalnych headhunterów). Za polecenie kandydata, jeśli pracodawca go zatrudni, dostają od Talentuno tzw. prowizje.

Może to być nawet do 2 tys. zł (na Węgrzech 500 EUR). Są jednak haczyki. Np. jeśli wybrany kandydat nie ma dyplomu, matchmaker nie dostanie prowizji. W Polsce od maja ubiegłego roku na platformie zarejestrowało się już 12 tys. „swatów”, czyli więcej niż na Węgrzech, gdzie jest ich 11 tys. W 2019 r. w obu krajach firma wypłaciła im 300 tys. EUR prowizji.

— Polska miała do tej pory zdecydowanie mniejszy udział w tej kwocie, ale w tym roku to się zmieni. Chcemy skupić się na silnym wzroście na tym rynku — mówi Zsolt Kelliár.

Cała grupa, która działa na rynku od trzech lat (wtedy powstał pomysł na opracowanie platformy), w ubiegłym roku miała przychody o wielkości blisko 1 mln EUR. Aby uruchomić platformy rekrutacyjne w dwóch krajach, zainwestowała już 5,5 mln EUR, z czego połowa to koszty opracowania technologii, czyli aplikacji i serwisu internetowego. Na razie czeka na zyski.

— W Polsce i na Węgrzech będziemy prawdopodobnie rentowni już w przyszłym roku — taki jest plan, ale chcemy jeszcze w tym roku wejść do Wielkiej Brytanii, a to kosztuje. Dlatego pewnie jeszcze poczekamy na duże zyski. Wszystkie start-upy technologiczne z zasady nie osiągająprogu rentowności przez pierwszych kilka lat. Powód jest prosty — jeśli chcesz rosnąć bardzo szybko, musisz dużo zainwestować w technologię i dać sobie czas na wzrost, co najmniej w kilku krajach — tłumaczy Zsolt Kelliár.

Aby jeszcze w tym roku wejść do Wielkiej Brytanii, spółka szuka wśród inwestorów kolejnej rundy finansowania.

Później — mówi prezes Talentuno — przyjdzie czas na USA.

Do tej pory w spółkę zainwestowały dwa duże węgierskie fundusze VC — Hiventures (należący do Węgierskiego Banku Rozwoju) oraz Bonitas. Docelowo twórcy Talentuno chcą sprzedać udziały w spółce, zachowując tylko ich część.

— Myślę, że stanie się to w ciągu pięciu lat. Dajemy sobie czas na ustabilizowanie naszego biznesu w kilku krajach. Nasze częściowe wyjście ze spółki może odbyć na dwa sposoby — albo zadebiutujemy na giełdzie w Londynie, albo będziemy szukać dużego inwestora strategicznego — mówi Zsolt Kelliár.

Na razie grupa skupia się na zwiększaniu portfela klientów i grona matchmakerów w Polsce.

— To, co oferujemy firmom, to czas i oszczędności. Średni czas przedstawienia firmie rekrutującej pracowników krótkiej listy kandydatów na dane stanowisko poprzez Telentuno to osiem dni, a w porównaniu z klasycznym procesem rekrutacji pracodawca może dzięki nam zaoszczędzić ok. 47 proc. wydatków — twierdzi Zsolt Kelliár.