W 1999 r. na rynku kontraktów na WIG 20 przez trzy miesiące mieliśmy do czynienia z trendem bocznym. Rok później konsolidacja trwała cztery miesiące. Obecnie mamy już blisko czwarty miesiąc impasu. Jeśli więc trendy boczne na naszym rynku mają tendencję do wydłużania się, nie brzmi to optymistycznie.
Spójrzmy na zachowanie kontraktów. Po silnym styczniowym fajerwerku, jakim był wzrost z 1200 pkt do 1450 pkt, rynek uspokoił się i od początku roku co pewien czas dąży ku poziomowi 1300 pkt. Już trzykrotnie wydawało się, że nastąpi wybicie dołem (ostatni raz w ubiegłym tygodniu) i za każdym razem nic z tego nie wychodziło. Z kolei dwukrotna próba wybicia w górę również zakończyła się niepowodzeniem.
Trendy boczne mają to do siebie, że zanim nie nastąpi ich zakończenie, próby przewidzenia, w którą stronę nastąpi wybicie, nie mają większego sensu. Przy okazji poprzedniej próby spadku poniżej 1300 pkt, wydawało się, że wykres daje negatywne sygnały. W tej chwili nie jest to już tak oczywiste. Po pierwsze, widoczna duża formacja, jak na korektę spadkową, jest zadziwiająco silna. Po drugie, wspomniana bariera 1300 pkt jest nadzwyczaj skuteczna.
Ponadto można zauważyć dziwną zależność: w czasie dni wzrostowych następuje wyraźna zwyżka wolumenu. W obecnej sytuacji, gdy dzienne obroty rzadko przekraczają 10 tys. sztuk, być może nie ma to znaczenia, ale fakt jest faktem.
Warto jeszcze dodać kilka słów o widocznym chyba dla wszystkich uczestników rynku zaangażowaniu większego kapitału. Oferty po kilkaset sztuk, pojawiające się przy pojedynczych poziomach, nie są już niczym niecodziennym, choć czasem ich zadaniem jest tylko demonstracja siły, nie zaś faktyczna chęć kupna bądź sprzedaży tak dużych pakietów. Od czasu do czasu na sesji, na której dzieje się nieco więcej, widać również gwałtowne zamykanie pozycji na pakietach 200–400 kontraktów. Być może są to zlecenia kilkudziesięciu, czy nawet kilkuset drobnych inwestorów, ale gwałtowność, z jaką następują zmiany w ilości otwartych pozycji, raczej temu przeczą.