W brukselskiej kwaterze głównej NATO najpierw odbyło się w środę posiedzenie skupiającej ponad 50 państw tzw. grupy kontaktowej dla obrony Ukrainy, dla której – co bardzo charakterystyczne – po zmianie prezydenta USA nie ma już miejsca w amerykańskiej bazie w niemieckim Ramstein. W czwartek obradowała także w kwaterze, w gronie 32 państw członkowskich, Rada Północnoatlantycka, czyli główny organ polityczny sojuszu na poziomie ministrów obrony. Wreszcie od piątku do niedzieli potrwa 61. Monachijskie Forum Bezpieczeństwa (MSC), które nie ma żadnej mocy decyzyjnej, ale jest eventem polityczno-militarnym najwyższej kategorii. Donald Trump skierował do Monachium wyjątkowo silną ekipę: wiceprezydenta Jamesa Davida Vance’a, sekretarza stanu Marca Rubio i sekretarza obrony Pete’a Hegsetha.
Najważniejsze są jednak bezpośrednie połączenia Donalda Trumpa realizowane z Białego Domu. Najpierw długo rozmawiał zdalnie z kremlowskim carem Władimirem Putinem, co przyszło obu tym łatwiej, że Trump obłożył klątwą Międzynarodowy Trybunał Karny z Hagi, ścigający Putina jako zbrodniarza wojennego. Dopiero po ich zgodnych ustaleniach prezydent USA zadzwonił do Wołodymyra Zełenskiego. Mniejsza jednak o kolejność, najważniejszy jest kurs wytyczony przez Donalda Trumpa i oczywiście bardzo ściśle realizowany przez jego wysłanników do Europy. Od 20 stycznia amerykańską doktryną stało się uznanie nieodwracalności zagarnięcia przez Rosję terenów Ukrainy. Dążenia Kijowa do powrotu do granic sprzed 2014 r. uznane zostały po prostu za nierealne. W oficjalnym przekazie teza przywódcy największej potęgi Zachodu szokuje, chociaż z drugiej strony – Donald Trump głośno wyraził brutalną prawdę, która szanującym prawo międzynarodowe nie przechodziła przez usta.
Trzeba przypomnieć, że 23-27 września 2022 r. na terenach zagarniętych Ukrainie oraz w samej Rosji odbyły się pseudoreferenda. Zdobyty przez armię rosyjską w całości obwód ługański oraz zajęte nie w pełni obwody doniecki, zaporoski i chersoński w następstwie anormalnych głosowań Federacja Rosyjska pochłonęła jednostronnie, ale skutecznie. Dla Władimira Putina już trzy lata temu temat zmian granicznych się zakończył. Notabene podobnie uważa zdecydowania większość rosyjskiego społeczeństwa, w tym również środowiska demokratyczne. Jeśli car zaakceptowałby jakieś korekty w stosunku do linii frontu, to tylko… zajęcie brakujących mu resztek trzech wspomnianych obwodów, w tym miast Zaporoże i Chersoń. Rosja uzyskała połączenie lądowe z półwyspem Krym – nie chodzi o most nad cieśniną koło Kerczu – i nigdy się z niego nie cofnie. Rzecz jasna również z samego Krymu, którego rosyjskość jest oczywista dla przytłaczającej części społeczeństwa.
Niezależnie od ustroju Rosja od kilku wieków nie zwykła oddawać nawet skrawka zagarniętego terytorium. Do niezwykle rzadkich ustępstw – które jednak się zdarzały, ot choćby zakończenie w 1955 r. okupacji Austrii – skłania ją argument siły, a absolutnie wyjątkowo perspektywa innych korzyści. Żaden z tych wariantów nie wchodzi w grę podczas agresji na tak znienawidzoną Ukrainę.
Putinowi nie wyszła po 24 lutego 2022 r. wojna błyskawiczna, nie zdobył przede wszystkim Kijowa i Charkowa – upadek tych metropolii oznaczałby koniec niepodległej Ukrainy. Z konieczności zatem zadowala się ziemiami nad Morzem Czarnym. Ponieważ są one strategicznie ważne również dla Ukrainy, prezydent Wołodymyr Zełenski odzyskanie wspomnianych wyżej terenów uważa – podobnie jak ukraińskie społeczeństwo – za warunek konieczny sprawiedliwego pokoju. Wobec zdefiniowanych w tytule realnych następstw flirtu Donalda Trumpa z Władimirem Putinem wygląda na to, że znacznie bliżej jest do niesprawiedliwego rozejmu.