"Tańsze garnitury będziemy szyć w Chinach, tam kosztuje to o połowę mniej" - wyjaśnia "Rzeczpospolitej" prezes firmy Vistula Michał Wójcik. Z przenoszeniem produkcji związane są też zwolnienia tysiąca pracowników w podwarszawskim Thomsonie, gdzie produkowano kineskopy. Teraz francuski właściciel fabryki nawiązał współpracę z ich chińskim wytwórcą.
"To nieubłagana logika ekonomii. Jedna czwarta importu USA pochodzi z firm amerykańskich, które przeniosły produkcje do Chin czy Indii" - wyjaśnia gazecie prof. Wojciech Bieńkowski ze Szkoły Głównej Handlowej.
Polska na razie nie prowadzi takich statystyk. Z wyliczeń dziennika wynika, że przykładów przenoszenia produkcji jest już kilka. Przesiębiorcy przyznają, że wytwarzanie niektórych wyrobów może trafić za granicę. Jednym z większych polskich inwestorów na Ukrainie jest producent krzeseł Nowy Styl. Adam Krzanowski współwłaściciel firmy, tłumaczy, że na razie fabryka pod Charkowem produkuje na lokalne rynki - ukraiński i rosyjski. "Nie wykluczamy jednak eksportu z Ukrainy do Europy Zachodniej. Przeniesiemy wtedy na Ukrainę produkcję najbardziej pracochłonnych wyrobów. Tam wciąż koszty pracy są o 1/3 niższe niż u nas, tańsze są i surowce - wyjaśnia.
Wiesław Zawadzki z Business Centre Club mówi, że przenoszenie produkcji może dotyczyć nie tylko dużych firm. "Mamy wiele sygnałów od małych i średnich przedsiębiorców, którzy obawiają się, co się stanie po wyborach. 50-proc. podatek, podwyżka ZUS, gnębienie przez administrację mogą skłonić ich do przeprowadzki do Niemiec, Czech czy na Słowację". Sa do tego przygotowani - ostrzega na łamach "Rzeczpospolitej".