Weekend, gdy przypadła studniówka drugiego gabinetu Donalda Tuska, był przesileniem, ale nie końcem medialnego spektaklu, którego jedynym sensem jest próba odwrócenia spadku notowań. Dobrze, że na razie premier nie zajął w stacjach publicznych wieczornego pasma antenowego w trybie art. 22 ustawy o radiofonii i telewizji, umożliwiającego „naczelnym organom państwowym bezpośrednią prezentację oraz wyjaśnianie polityki państwa”. Ale na podsumowanie gabinetowych igrzysk grozi to nam całkiem realnie.
Cztery lata temu z okazji pierwszej studniówki rząd wyprodukował obszerny „Strategiczny plan rządzenia”. Obejmował on cztery horyzonty czasowe: inauguracyjne 100 dni, później 300 dni, czyli umownie pierwszy rok, następnie 1500 dni, czyli kadencję 2007-11, a wreszcie 3000 dni, czyli drugą kadencję 2011-15. Pierwsze trzy etapy zostały zaliczone, realia konstytucyjne podpowiadają zaś, że i czwarty jest osiągalny. Ale wiele szczytnych zapisów z tamtego materiału sprytnie pominięto w kampanii wyborczej, a i dzisiaj lepiej ich nie odkurzać.
Podstawą planu były „Cztery filary polskiego sukcesu i spełnienia obietnicy”. Na początku drugiej kadencji został podcięty czwarty z nich, paradoksalnie — dotychczas najmocniejsza karta ekipy Donalda Tuska. Miał nastąpić „Wzrost zaufania i dumy, mierzony efektami edukacji obywatelskiej, uczestnictwem w wyborach i działalności organizacji obywatelskich, rosnącą wiarygodnością instytucji publicznych, sprawnością państwa w wypełnianiu służby wobec obywateli, etc.” Szokujący premiera zwrot sytuacji na początku roku dowodzi, że nasycanie obywatelskością jedynie słów ma wartość badania zawartości cukru w cukrze.