W takim klimacie nie daje się chorować

Jacek Zalewski
opublikowano: 2004-11-10 00:00

Kiedy ponad tydzień temu usłyszałem z ust eksperta Jana Widackiego pryncypialną krytykę naruszania procedur przez komisję śledczą — merytorycznie się z nią zgadzałem, chociaż ostrość sformułowań mecenasa zastanawiała. Szydło wyszło z worka dopiero wczoraj. Gdy niepozorny profesor Widacki, były wiceminister spraw wewnętrznych i niedawny kandydat na szefa ABW, wszedł do Sali Kolumnowej Sejmu — nikt się nim nie zainteresował. Wszyscy czekali przecież na doktora...

Tymczasem Jan Kulczyk nieźle sobie z sejmowej komisji zakpił. Już wiele dni temu przyznaliśmy mu dolny wektor za beznadziejne z punktu widzenia PR-owskiego brnięcie w wątek „chorobowy”. Tym razem autopilot jego samo- lotu miał być już, już zaprogramowany na Okęcie, gdy nagle Janowi Kulczykowi coś zaszkodziło — może turbulencja? — i konieczne było awaryjne lądowanie w londyńskim szpitalu. W tym czasie już zmierzał w kierunku Sejmu upełnomocniony mecenas Jan Widacki z przygotowywanym od wielu dni oświadczeniem jego klienta (fragmenty powyżej), będącym kontruderzeniem w nieodpowiedzialnych polityków. Na dodatek w Londynie Jan Kulczyk zdążył jeszcze udzielić wywiadu dla „Financial Times”, który redakcja opublikowała we wtorek, dokładnie w dniu przesłuchania.

Komisja śledcza o najdłuższej nazwie nowoczesnej Europy nie może wyjść z szoku. Do tej pory gładko wspinała się na wyżyny, stopniowo rugowała władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą oraz służby specjalne, dokonywała interpretacji rozszerzającej swoich kompetencji, ba, doprowadziła nawet do tego, że sam prezydent wręcz marzy, aby przed nią — w odróżnieniu od tamtej, ds. Rywingate — zaśpiewać i zatańczyć. I nagle trafiła kosa na kamień! Tymczasem doktor Kulczyk również się przyzwyczaił, zwłaszcza za premierostwa Leszka Millera, że przy jego fortunie klasyczny trójpodział władz blednie. Komisarze śledczy są tak zestresowani, że jedyne co na razie wymyślili — to ewentualne wymierzenie Kulczykowi kary porządkowej 3000 PLN, jeśli nie stawiłby się w kolejnym terminie 30 listopada. Ten budżetowy przychód jest pewny.

Wszystko to razem byłoby przede wszystkim śmieszne, gdyby nie wspomniany wywiad Jana Kulczyka dla opiniotwórczego „FT”, w którym urlopowany prezes Polskiej Rady Biznesu zarysował czarny scenariusz dla inwestycji zagranicznych i w ogóle dla przedsiębiorczości w Polsce. Z pierwszych reakcji rynków zagranicznych i krajowych wynika, iż to czarnowidztwo zostało zignorowane czy wręcz odrzucone. Mimo występujących i znanych anomalii, klimat dla biznesu jest w Polsce jednak zdrowszy, niż się to wydaje z perspektywy londyńskiej kliniki.