Gdy poważni biznesmeni biorą się za piłkę, robią zwykle z dwóch powodów.
Albo górę biorą emocje, albo chęć zysku. A że rocznie porządny klub
piłkarski konsumuje nawet 80 mln zł gotówki, więc zawiedziona miłość
kosztuje krocie.
— Kocham Bayern Monachium, ale nie kocham strat. Dlatego podczas narad
rady nadzorczej klubu ślepą miłość zostawiam za drzwiami. Nad sukcesem
klubu pracują dziesiątki tęgich głów — przekonuje prof. Roland Berger,
twórca firmy doradczej Roland Berger i zarazem jeden ze strategów w
Bayernie, tegorocznym finaliście Ligi Mistrzów.
— Trudno jest w piłce nożnej zachować chłodną głowę, tym bardziej gdy
jest się właścicielem klubu — uważa jednak Grzegorz Kita, właściciel
Sport Management Polska, prowadzący program sponsorowania ekstraklasy
dla T-Mobile. Problem w tym, że gdy wygrywają emocje, przegrywają
portfele.
No i do tego piłka nożna, nie tylko w polskim wydaniu, ma dwie
podstawowe wady: nie da się zaprogramować niczym fabryka opon, a tym
samym wymaga niespotykanego w poważnym biznesie stylu zarządzania.
Nieprzewidywalność powoduje, że notowany na NewConnect Ruch Chorzów raz
na zawsze odwołał wszelkie prognozy finansowe. Porównywanie stanu
finansów Ruchu kwartał do kwartału daje wrażenie jazdy kolejką górską.
Od kilku milionów straty do milionów zysków. Kilkoro biznesmenów z
grubym portfelem twierdzi jednak, że czas na racjonalne decyzje. Na
piłce można zarabiać — deklarują.
Tyle że to słyszeliśmy już kilka lat temu, gdy np. ITI kupował Legię
Warszawa i wciąż nawet nie myśli o traktowaniu tej inwestycji jako
zarobku.
Zasady kibica
Druga odsłona zapowiedzi rentownej piłki w polskim wydaniu wiąże się z
wejściem do gry Zygmunta Solorza-Żaka, głównego akcjonariusz Śląska
Wrocław. Biznesmen słynie z tego, że nie poddaje się łatwo sportowym
emocjom.
— Inwestycja związana ze Śląskiem miała pokazać, że klub piłkarski w
Polsce może działać zgodnie z zasadami biznesowymi. Od samego początku
powtarzałem też, że nie chciałbym, aby nasza obecność w Śląsku była
projektem wyłącznie sponsoringowym. Nie o to chodzi. Kibicuję Śląskowi,
ale nie można rezygnować z reguł, jakie obowiązują w działalności
gospodarczej, a taką jest również klub piłkarski — deklaruje Zygmunt
Solorz-Żak w rozmowie z „Pulsem Biznesu”.
Właściciel Polkomtela inwestycję w klub związał m.in. z budową nieopodal
stadionu centrum handlowego. Temat nie wypalił. W klubie świeżo
upieczonego mistrza Polski mówią, że jeden z najbogatszych Polaków w
sporcie nie stawia na pokera, lecz na szachy.
Zatem niekoniecznie będzie porywał się na Ligę Mistrzów. Dziwne, prawda?
Solorz-Żak ma pieniądze, ma mistrza i nowy stadion i nie opowiada o tym,
że rozbije Barcelonę w puch. Emocje zostawił za drzwiami. Co mu po tym,
że ma mistrza, skoro na razie klub ma też straty?
Mistrz z plakatów
— Zespół mający ambicje regularnej gry w europejskich pucharach wymaga
rocznego budżetu na poziomie 50-60 mln zł. Atak na Ligę Mistrzów
kosztuje jeszcze więcej. Tyle że wydatki na transfery, pensje, sparingi
można zaplanować racjonalnie, to wyniku sportowego nie da się
przewidzieć. Stąd pojawia się duże ryzyko straty, gdy jest świetny
skład, rozbudzone apetyty, a wyniku nie ma — przekonuje Maciej Wandzel,
szef rady nadzorczej Ekstraklasy, doradzający Jackowi Rutkowskiemu,
właścicielowi Lecha Poznań.
W tym kontekście wszyscy przypominają Polonię Warszawa Józefa
Wojciechowskiego, która mimo dziesiątek milionów inwestycji nawet nie
otarła się o miejsce gwarantujące grę w Europie. Jest też Legia, która w
tym roku mistrzem była jedynie na billboardach piwa Królewskie, sponsora
klubu. Czkawkę miał też Lech — w tym roku rzutem na taśmę wskoczył na
pucharowe miejsce.
Rok temu ta sztuka mu się nie udała i klub wykazał całkiem pokaźną
stratę — budżet był rozpisany przecież na 20 mln zł ekstra przychodów z
rozgrywek UEFA. Lech, zdaniem Macieja Wandzla, ma iść drogą Bayernu
Monachium. Rozwijać przychody sponsoringowe i reklamowe, stać się
regionalnym potentatem. Co roku być wygraną pozycją, przede wszystkim w
portfelach inwestorów.
Mała piłka, wielkie liczby
18
Tyle razy podrożał Robert Lewandowski przez dwa lata gry w Lechu Poznań.
100
tys. zł Tyle średnio kosztuje wynajęcie przez firmę loży VIP na cały
ligowy sezon.
4
mln zł Tyle rocznie kosztuje sponsora reklama na koszulkach i stadionie
czołowych ligowych drużyn.
OKIEM EKSPERTA
Klubem trzeba sterować ręcznie
GRZEGORZ KITA
prezes Sport Management Polska
Na piłce da się zarobić, choć jest to trudne. Niegdyś bez wielkich
sponsorów to był problem, teraz gdy są wpływy z Canal+ czy T-Mobile, to
sytuacja wyjściowa jest naprawdę dobra. Kluby jednak często nie pilnują
kosztów i nie optymalizują przychodów. Niejednokrotnie kuleje
kompleksowy marketing, w wielu klubach jest to zmarginalizowana działka.
Klub jako całość wymaga też nieco innego zarządzania niż duże firmy.
Potrzeba dynamicznego, niemal ręcznego sterowania, aktywnego reagowania
na nieraz zaskakujące wyniki sportowe, co powoduje, że część planowania
jest bardzo krótkoterminowa.