Sezon wyjazdów na działkę dawno się już rozpoczął, a nikt dotychczas nie zaordynował, jakie właściwie wino pić do grillowanych przysmaków.
Cóż za niedopatrzenie! Pora by z tym skończyć! Dyżurni jurorzy — praktycznie bez uprzedzenia, w trybie pilnym — zostali wezwani na działkę; na wszelki wypadek do ich składu dołączono tym razem także unijnego ambasadora.
Podejrzenia
Gospodarz zreferował wyzwanie. Wszyscy więcej niż intuicyjnie przeczuwali, że do większości mięs najlepsze będą wina czerwone. Problem tylko: które? Trzeba pamiętać o trudnościach niektórych win we współżyciu z dymnymi akcentami grillowanych potraw; o — decydującej w doborze — roli przypraw i marynat. I o „ścinaniu” przez ogień powierzchni mięsa, co owocuje większą niż zazwyczaj krwistością befsztyków.
A ci jurorzy... Duchownych można było podejrzewać, że — ze względu na zawodowo uzasadnioną „białą” codzienność — zdecydują się forsować (dla odmiany) czerwone bractwo. Wpływ odwrotnych upodobań groził biorącym udział w degustacji lekarzom. Wszyscy zgodni byli natomiast w jednej oczywistości: kurczak i befsztyk na pewno wymagają dwóch zasadniczo różnych win. Ale znowuż — jakich?
Zakapturzone bractwo
Jeden z jurorów zaraz po przyjeździe nałożył na butelki (zadbano, by wina były niespecjalnie drogie) nieponumerowane woreczki. I spuścił je w kuble do studni (obok warował pies). Dlaczego próbki w studni pochowano? Jedni mówili, że głównie po to, by nikomu nie udało się przedwcześnie rozszyfrować, co kryje się pod kapturkami. Inni — że ten, co je skrył w głębinie, wiedział dobrze, co robi — bo tylko w studni „czerwoni” będą mieć ukochaną temperaturę: 18 st. C.
W końcu, bez bębnów i fanfar, wniesiono kubełki z lodem. W nich zaś całkiem przyjemnie chłodziły się okapturzone białe piękności.
Ołówki w dłoń!
Na wstępie wszystkim rozdano ankiety i ołówki. Przypomniano zasady: wystawić ocenę na zgodność degustowanego winnego „numeru” z każdą z podawanych potraw. Ściągania zabroniono pod groźbą wrzucenia do grilla. Wina nalano w kieliszki. Zawody ogłoszono za rozpoczęte. Na stół wjechały grillowane przysmaki: kurczak, kaszanka i kiełbasy.
Zapadła cisza; słychać tylko było szczęk noży, brzękanie kieliszków, czasami nawet mlaskanie... Szybko pustoszały talerze, opróżniały się także kieliszki. No i nadszedł w końcu czas na zebranie wypełnionych ankiet.
Powołano komisję skrutacyjną, przewodniczącym został gość specjalny — ambasador. Na wstępie niespodziewanie oświadczył, że z ostatecznych obliczeń wynika, że ktoś z jurorów systematycznie bojkotował kaszankę (wtajemniczeni złośliwie mówili potem, że sam ambasador — podobno organicznie kaszanki nie cierpi).
Triumfy
Pierwszą nagrodę w kategorii pieczonego kurczaka bezdyskusyjnie zajęło białe Chardonnay z chłodniejszych europejskich klimatów. Tuż za nim uplasowali się jego chilijscy pobratymcy. Dużo gorzej wypadli biali goście z Australii — zbyt długie wygrzewanie winogron na słoneczku nie wywołało entuzjazmu w towarzystwie — w sumie także nieźle opalonego — kurczaka.
Z karkówką bezapelacyjnie najlepiej finiszował chilijski Merlot, choć zaraz za nim wtargnął na metę dobry i zwarty czerwony peleton: Bonarda/Malbec (Argentyna), Cabernet Sauvignon (Chile), Shiraz/Mataro (Australia).
Z białą kiełbasą najlepiej zatańczył Bonarda/Malbec z Argentyny, potem uplasowały się: chilijskie Cabernet Sauvignon i australijski Shiraz/Mataro. Kaszankę też najbardziej sobie upodobał ten ostatni, zaraz za nim był Bonarda/Malbec z Argentyny, trzecie zaś miejsce zajął chilijski Merlot. Stek z wołowiny „oddał serce” zarówno Chile (Merlot). jak i Argentynie (Bonarda/Malbec).
Zdecydowanym triumfatorem konkursu był argentyński Bonarda/Malbec (24 zł!) — zdobył dwa pierwsze miejsca w kategoriach indywidualnych (biała kiełbasa, stek wołowy) i dwa drugie (karkówka, kaszanka). Jako jedyny też jakoś dawał sobie radę z kurczakiem.
Bardzo dobrze wypadł również chilijski Merlot (26 zł) — dwa pierwsze miejsca (karkówka, stek wołowy) i jedno trzecie (kaszanka). Wyróżnić należy także Shiraz/Mataro z Australii. Pierwszy uplasował się w zmaganiach z kaszanką, drugi był w towarzystwie białej kiełbasy i trzeci z wołowym stekiem.
Wielcy nieobecni?
Po ogłoszeniu wyników rozgorzała dyskusja. A może do konkursu wciągnąć włoskie Nebbiolo (Barolo), bo — według wszelkich znaków na niebie i na ziemi (zdaniem kleru) — będzie na pewno dobrze pasować do pieprznego i zarazem krwistego befsztyka z rusztu? Rozważano także, dlaczego nie wystartował świetnie do grilla pasujący amerykański Zinfandel (czyżby odmówiono mu wizy — w obawie podjęcia przez niego nielegalnej pracy na Mazurach?)... I tak dalej, i dalej...
W końcu (możliwości i trochę przypadek) wybór był ograniczony. Jak w praktyce — zawsze.
Autor dziękuje za pomoc w organizacji konkursu firmom: AB Tekeda (catering) i wine-express (dostarczenie win).