Work Service w Londynie. Czy to okazja do arbitrażu?

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2016-02-16 22:00

Gra na różnice kursów notowań tego samego waloru na dwóch giełdach pozwala zarobić w niewielu sytuacjach

W czwartek 18 lutego mają zadebiutować na londyńskiej giełdzie akcje Work Service’u, spółki z sektora usług personalnych. Jej papiery nadal będą notowane na warszawskiej giełdzie, a więc będzie to dual listing.

POLAK POTRAFI:
POLAK POTRAFI:
Debiut na największej giełdzie kontynentu będzie ukoronowaniem drogi, jaką dotychczas przeszła spółka Work Service, założona przez Tomasza Misiaka (z lewej) i Tomasza Hanczarka. Niegdyś jedna z wielu polskich firm HR, obecnie największa w Europie Środkowej mająca dalsze ambicje.
ARC

— To dla nas kolejny krok do budowania pozycji Work Service na rynkach międzynarodowych. Dzięki tej operacji zwiększymy rozpoznawalność marki i uzyskamy dostęp do rozległej grupy inwestorów w skali globalnej. Jesteśmy przekonani, iż obecność na londyńskiej giełdzie pomoże nam wzmacniać pozycję regionalnego lidera w branży i docelowo wejść do pierwszej piątki firm świadczących usługi HR w Europie — mówi Maciej Witucki, prezes Work Service’u. Wycena w Londynie będzie odbywać się w funtach, w Warszawie w złotych, ale spółka zapewnia, że walory będą miały tę samą cenę na obu parkietach. Adam Jenkins, prezes Work Service International, twierdzi, że jest to możliwe dzięki wykorzystaniu jednego kodu ISIN (depozyty papierów wartościowych oznaczają nim rozliczane akcje). Tego sposobu myślenia nie rozumieją przedstawiciele funduszy inwestycyjnych ani Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych (KDPW).

— Nie ma procedury, która automatycznie wyrównuje anomalie cenowe — podkreśla Łukasz Hejak, zarządzający w Investors TFI. — Jeżeli akcje będą notowane na londyńskiej giełdzie, to ona będzie wyznaczała kurs i przekazywała go do rozliczenia transakcji w tamtejszym depozycie, a my przez tzw. link będziemy prowadzili ewentualny transfer papierów — mówi Dariusz Marszałek z KDPW. Teoretycznie więc na papierach Work Service’u będzie można dokonywać arbitrażu, czyli operacji wykorzystujących różne ceny na obu giełdach.

W Polsce to nie działa...

Dla inwestorów indywidualnych arbitraż międzynarodowy to jednak zupełna fikcja. Choćby ze względu na ograniczenia w dostępie do giełd zagranicznych w polskich biurachmaklerskich. Większość po prostu nie oferuje takiej usługi. Jeśli nawet jest dostępna, to prowizje w praktyce wykluczają opłacalność operacji arbitrażowych. Inwestorzy instytucjonalni borykają się w zasadzie z podobnym problemem. By arbitraż miał sens, na obu rynkach notowań spółki musi istnieć duży poziom płynności. W przypadku Work Service’u różnica między cenami kupna i sprzedaży z karnetu warszawskich inwestorów potrafi wynosić 3-4 proc., co świadczy raczej o braku płynności. Potwierdzają to obroty. Wczoraj wyniosły około 10 tys. zł. — Nie spotkałem się z sytuacją, by ktoś zarazem kupował i sprzedawał akcje na dwóch giełdach, by wykorzystać różnice w cenie.

Ale z arbitrażem rozumianym jako wybór miejsca realizacji transakcji się spotkałem — mówi Rafał Janczyk, zarządzający funduszami Aviva Investors. Ze spółek notowanych również na warszawskiej giełdzie, przedmiotem takich operacji miały być papiery czeskich CEZ i NWR czy austriackiego Immofinanz. Jego zdaniem, kiedyś wynikało to z tego, że polskie TFI nie inwestowały bezpośrednio na rynkach zagranicznych, a w czasach późniejszych z tego, że przy dużych wolumenach transakcja przeprowadzana choćby w jedną stronę dawała jednak zauważalny zysk. Można go jednak uzyskać tylko przy transakcjach idących w miliony złotych. Nawet w takim wydaniu arbitrażu wraca jednak problem płynności papierów, których ma dotyczyć.

…ale czasem można zarobić

Duża płynność powinna teoretycznie prowadzić do ujednolicenia kursów na giełdach zaangażowanych w dual listing. I w zasadzie tak jest. Występuje jednak jeszcze jeden czynnik, który napędza transakcje arbitrażowe.

— Zakładając efektywny rynek, kurs tego samego papieru na różnych giełdach powinien być taki sam. Ale rozbieżności w cenach się zdarzają, zwłaszcza gdy spółka jest notowana na rynkach bardzo różniących się godzinami handlu, np. w Stanach Zjednoczonych i Japonii. Ale zdarzają się i inne powody. Jeszcze rok temu rozbieżności w kursach spółek rosyjskich notowanych w Moskwie i Londynie sięgały kilkunastu procent. W Londynie nie były notowane akcje, ale GDR-y, często emitowane w stosunku 1:1, więc zbliżone do akcji. Przy tych rozbieżnościach notowań wchodziły jednak w grę czynniki związane z ryzykiem kraju. Niektórzy inwestorzy nie mogli po prostu inwestować w Rosji. Ale cała sytuacja stwarzała idealne pole do arbitrażu — opowiada Łukasz Hejak.

— W ujęciu globalnym arbitraż jest tematem ciekawym. W ujęciu polskim — nie — podsumowuje Rafał Janczyk.

36 Tyle spółek notowanych na GPW jest równocześnie notowanych na innych giełdach. W czwartek do tego grona dołączy Work Service.