Zawód związkowiec

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2015-04-09 00:00

Państwowe spółki mają nowe zarządy, logotypy i strategie. Jedno się nie zmieniło: siła nacisku związków zawodowych. Im większa, tym większe koszty

Pytania „Pulsu Biznesu” o kwestie dotyczące związków zawodowych w największych spółkach skarbu państwa zwykle kończyły się podobną konstatacją. Na zestaw dziewięciu pytań, m.in. o zarobki liderów związkowych, koszty utrzymania biur czy przywileje związkowców, odpowiedź — jeśli była — to lakoniczna.

— Głębiej w związki nie wchodźmy, ok? To drażliwa kwestia i po co jeszcze ją rozdrapywać. Ten temat jest ciekawy tylko w kuluarowych rozmowach — mówi jeden z menedżerów na państwowej posadzie.

Sucha mapa

Spółki skarbu państwa boli nawet 300 mln zł rocznie, jakie przeznaczają na związkowców (ta liczba to wyliczenia parlamentarzystów PO). Ta kwota rozkłada się na ponad 1,2 tysiąca firm. „PB” postanowił jednak bliżej przyjrzeć się trzynastu wybranym. Nie wzięliśmy pod uwagę spółek węglowych: ten temat był już szeroko omawiany w mediach. Nie chcemy też ferować wyroków, tworzyć cudownych recept i powtarzać litanii eksperckich „wujków dobra rada”. Mamy za cel pokazanie newralgicznego wycinka mapy — gospodarczego aspektu funkcjonowania związków zawodowych w spółkach skarbu państwa. Suche dane w oderwaniu od społecznych napięć i interesów, pozbawione argumentacji „za” i „przeciw”.

Dane, które udało się zebrać (głównie nieoficjalnymi kanałami), pokazują, że związkowa trzynastka, a więc zaledwie 1 proc. wszystkich państwowych spółek, ponosi aż 30 proc. wszystkich wydatków na związki zawodowe. W niektórych z nich koszty generowane przez związki zawodowe są znacznie wyższe, niż wskazuje statystyka.

Gdzie jest haczyk podnoszący wydatki? Tam, gdzie pod kroplówkę państwowych firm podłączają się poddostawcy i pośrednicy powiązani ze związkowymi liderami. Wówczas robi się toksycznie.

150 pendolino

Enea, Energa, KGHM, LOT, Lotos, Orlen, PGNiG, PKO BP, PKP, PGE, Poczta Polska, PSE, Tauron — to tu pytaliśmy.

Nasza ciekawość z pewnością nie wywołała przyspieszonego bicia serca w PKO BP. W banku kierowanym przez Zbigniewa Jagiełłę jedynie 19 proc. pracowników należy do związków. Biura, pensje, sprzęt dla siedmiu etatowych związkowców pochłaniają 0,7 mln zł rocznie.

Na drugim biegunie jest PKP. Tu, według informacji „PB”, działa efekt skali, ale też archaicznej struktury zawodowej kolejowego potentata: w PKP związkowe miliony wysypują się wagonami. Żeby przewieźć wszystkich związkowców PKP, potrzeba 150 pociągów pendolino. Ponad 60 tys. członków związków oznacza 32 mln zł rocznych kosztów funkcjonowania tych organizacji — około 10 proc. całości kosztów związkowych w spółkach MSP! To także 186 etatów związkowych i 423 organizacje. Uzwiązkowieniem na poziomie 74 proc. nie może „pochwalić się” żadna inna spółka (poza górniczymi).

— Oczywiście zarządzający nie mają nic przeciwko idei związków. Jednak w PKP związki nadają ton. Kolejne zarządy spółki są w szachu: wiedzą, że próby rozwiązania tej kwestii na wzór Thatcher doprowadzą do paraliżu spółki i utraty stanowisk przez menedżment. Łożą więc miliony na związkowców, przymykają oczy na ich przywileje, a jak trzeba spacyfikować, to zaproponują posadę w zarządzie którejś ze spółek. Nie przecinają nici powiązań działaczy z zewnętrznymi dostawcami. Kupują sobie spokój — ocenia jeden z menedżerów związany niegdyś z PKP, oczywiście anonimowo, bo „związkowcy mają nie tylko dobre posady, ale też dobrą pamięć”.

Związkowcy znają swoją siłę i potrafią z niej korzystać: wiedzą, że prezesi państwowych spółek nie są mianowani jako spece od burzenia i głębokich rewolucji w relacjach spółka — związki. Mają zarządzać w spokoju, negocjować, układać się, zamiast działać w otwartej przyłbicy — używać makiawelicznych wytrychów. Żaden rozsądny polityk nie chce płonącego stosu opon pod Sejmem czy włączania rządu w rozwiązywanie sporów na linii związkowcy — prezesi. Żadna opcja polityczna nie chce także, by potencjalni wyborcy, m.in. zatrudnieni w państwowych firmach, przy porannej jajecznicy rozmawiali o biedzie kolejarzy, energetyków, pocztowców. Jeśli prezesi nie spełniają oczekiwań tych, którzy mieli wpływ na ich nominacje, to menedżerowie, a nie liderzy związkowi (praktycznie nie do zwolnienia), tracą posady.

Nacisk marchewki

W PKP, o których przypadkach i wewnętrznych aberracjach piszemy też w ramce obok, jak nigdzie potwierdza się zasada, że związki to kolektywny nacisk, siła liczby zrzeszonych kontra siła kapitału. W PKP kapitał kwiczy, dzieląc się hojnie zyskami z rozbudowaną związkową siecią. Opory pojawiają się nawet w niespodziewanych miejscach. Ostatnio PKP Cargo, chcąc odchudzić się z nadwyżki etatów, rzuciło marchewkę: program dobrowolnych odejść — w założeniu dla tysiąca osób. Liderzy związków nie kryli oburzenia, że plan przygotowano z takim rozmachem.

Tymczasem chęć przystąpienia do programu zadeklarowało… 3,5 tys. osób z PKP Cargo. Dlaczego szefom związków nie podoba się, że firma płaci ekstra za odejście z pracy? Bo mniej pracowników to mniej związkowców, a więc również związkowych etatów. To także niższe dochody ze składek, jakie zazwyczaj są automatycznie, z rozdzielnika, odejmowane od pensji pracowników. A mniejsze budżety związków i liczba członków to znów powrót do prawa fizyki mówiącego o nacisku kolektywu na kapitał.

Utrata energii

Poczta Polska to największy pracodawca w Polsce, zatrudniający niemal 90 tys. osób. Kilka tygodni temu, po miesiącach żmudnych negocjacji, Poczta podpisała porozumienie z kilkudziesięcioma związkami zawodowymi. Sprawa jest zamknięta, przynajmniej na kilka kwartałów. Poczta w ramach przyjaznej polityki nie chce odsłaniać swojej struktury związkowej. Na spotkaniach negocjacyjnych argumentem za kompromisem była ekspansja prywatnego inPostu.

W inPoście nie ma związkowców (związki się rozwiązały). Rafał Brzoska, prezes krakowskiej spółki, może tylko zacierać ręce, że gdy on lata po świecie w poszukiwaniu inwestorów dla nowych gałęzi biznesu, prezesi Poczty kolędują po centralach związkowych, na które i tak wydają miliony złotych rocznie.

Dziesiątki milionów złotych na tzw. stronę społeczną w spółkach wydają też koncerny energetyczne. PGE i Tauron przewodzą w swojej branży. Patrząc na ich wyniki finansowe, można powiedzieć: stać je na to, by łożyć odpowiednio 18 i 15 mln zł rocznie na funkcjonowanie związków.

Jednak porównywalnie (biznesowo) duże i zasobne w gotówkę Orlen i Lotos wydają na związki łącznie zaledwie około 4-5 mln zł rocznie. Spółki paliwowe mają przy tym 11-krotnie mniej organizacji związkowych niż dwójka liderów z branży energetycznej, a tylko 3 razy mniej pracowników. W Tauronie stronę społeczną reprezentuje 7 na 10 pracowników, w Lotosie 4 na 10, w Orlenie — połowa.

Na związkowej mapie wyróżnia się też PGNiG z 40 organizacjami społecznymi na pokładzie i rocznym budżetem na ten cel sięgającym 9 mln zł. Samo wynagrodzenie 11 zawodowych związkowców w PGNiG to 1,6 mln zł rocznie. Średnio każdy z liderów związków zarabiawięc 12 tys. zł miesięcznie, są i tacy, którym na konto co miesiąc wpływa 17 tys. zł.

KGHM zawodowych związkowców ma około 40 i koszty w tym segmencie na poziomie ponad 10 mln zł rocznie. U „miedziowców” pensje społecznej czołówki są nie gorsze niż w PGNiG.

Pokolenie bonusów

Właśnie: zarobki, główny składnik kosztowy funkcjonowania strony społecznej. Po mediach krążą — potwierdzone zresztą — informacje o liderach związkowych zarabiających nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Choć to wyjątki, efektownie wyglądające na grafice w głównym wydaniu „Faktów” TVN, przeciętna grubość portfela działacza związkowego nie ma wiele wspólnego z szarą rzeczywistością.

— Zawodowi związkowcy zarabiają co najmniej tyle, ile kierownicy — przyznaje przedstawicielka jednego z największych państwowych koncernów.

W PGNiG czołowy związkowiec może liczyć na wynagrodzenie rzędu ponad 200 tys. zł rocznie, niemal tyle, ile dostaje np. premier RP.

W Orlenie średnio związkowiec co roku inkasuje niemal 140 tys. zł.

W Tauronie, w którym związkowców jest kilkanaście razy więcej, zarobki nie są już tak atrakcyjne, ale wciąż na poziomie kilku pensji krajowych. Czołowi reprezentanci praw pracowników mogą tam liczyć na maksymalnie 9 tys. zł miesięcznie.

Podobne stawki obowiązują m.in. w spółkach z grupy PKP. Bazę podwyższają bonusy dla pracowników, wynegocjowane przez związki zawodowe: np. zniżki na produkty firmy, ponadustawowe dodatki związane z pracą na nocną zmianę albo w terenie. Są też pozakodeksowe odprawy, zrzutki na ośrodki wczasowe i ekstra ubezpieczenia społeczne. W części przebadanych przez nas spółek istnieje także wyraźna nadreprezentacja związków zawodowych w relacji do wymogów prawa.

— Prawo to akurat musimy zmienić tak, by więcej osób mogło zapisywać się do związków zawodowych. Na przykład osoby mające tzw. umowy śmieciowe — mówi Leszek Miętek, prezydent Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce, którego zwolnić z pracy można jedynie w przypadku uzyskania zgody kierowanej przez niego organizacji.