Zmęczenie materiału

Jacek Zalewski
opublikowano: 2004-08-30 00:00

Organizatorzy Igrzysk XXVIII Olimpiady w Atenach wystawili cierpliwość świata na próbę, ale wszystko przebiegło bez zarzutu. Ich wysiłków trochę szkoda, albowiem idee olimpizmu zaczęły schyłkować Igrzyska były fenomenem wieku XX i osięgnęły szczyt powodzenia w granicznym roku 2000. W stosunku do Sydney, w Atenach nie tylko spadła dwukrotnie liczba widzów na olimpijskich obiektach, ale przede wszystkim zmniejszyła się oglądalność telewizyjna. Widocznie globalna wioska już się tak nie emocjonuje kibicowaniem wyścigowi laboratoriów produkujących środki dopingujące z tymi, które je wykrywają.

Mimo kryzysu idei, pięć olimpijskich kółek pozostaje najpopularniejszym i zarazem najcenniejszym znakiem markowym na świecie. Konsekwencją tego zjawiska jest przekładanie się medalowych sukcesów wprost na wartości materialne. Wszechobecny zapach pieniądza sprawiał, iż w Atenach wyceniano nawet wieńce laurowe na głowach medalistów, mające symbolizować nawrót do prawdziwych wartości. Tymczasem olimpijska prawda wygląda tak, że zdjęcie przez sędziów konkurenta z trasy chodu, kontuzja konia rywala czy przewrócenie się płotkarki na sąsiednim torze wywołuje eksplozję radości zarówno zawodnika zajmującego dzięki temu wyższe miejsce, jak i milionów jego rodaków.

Polska największe sukcesy w olimpijskiej klasyfikacji osiągnęła w latach siedemdziesiątych, a najwyżej wspięła się w Montrealu, gdzie zajęliśmy piąte miejsce! Wzmacniało to propagandę sukcesu towarzysza Gierka, według której awansowaliśmy do dziesiątki najbardziej rozwiniętych gospodarczo państw świata. W tym kontekście wypada przypomnieć prognozę PricewaterhouseCoopers opartą m.in. na analizie populacji, wielkości PKB, dorobku na poprzednich igrzyskach, a także przynależności do byłego bloku socjalistycznego — zgodnie z którą Polska powinna była zdobyć w Atenach 17 medali. Tymczasem osiągnęliśmy najgorszy wynik od 44 lat (patrz diagram) i symbolicznie cofnęliśmy się do lat pięćdziesiątych, gdy naród dopiero odradzał się biologicznie po wojnie.

W epoce transformacji ustrojowej olimpijski dorobek Polski wszedł na taką równię pochyłą, po jakiej stacza się udział wydatków na sport w budżecie. Oczywiście gdyby doliczyć wszystkie medale przegrane pechowo — tu pchnięcie wioseł, tam wytrzymanie ostatniej sekundy walki w judo czy poinformowanie boksera o punktacji — to może zostałaby wykonana teoretyczna norma, wyliczona na podstawie potencjału kraju. Niestety, materiał był zmęczony, a rezerw zabrakło...