2:0 dla premiera Tuska, ale to nie koniec meczu

Jacek Zalewski
opublikowano: 2007-12-19 00:00

Uchwalając wniosek o przedłużenie pobytu wojsk w Iraku tylko do 31 października 2008 r., rząd Donalda Tuska strzelił prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu drugiego gola w meczu o realną władzę. Tym pierwszym było niedopuszczenie prezydenta do udziału w szczycie Rady Europejskiej w Brukseli.

W obu sprawach niezrównoważone reakcje funkcjonariuszy prezydenta sytuowały ich na pograniczu histerii ze śmiesznością. Jeden rzucił, że poniżona głowa państwa nie pojedzie na podpisanie traktatu do Lizbony. Drugi przebił tamtego zapowiedzią, że prezydent może nie podpisać postanowienia o pobycie żołnierzy w Iraku. Tymczasem Lech Kaczyński i był w Lizbonie, i bezdyskusyjnie podpisze postanowienie — co najwyżej się podroczy terminowo (druk Monitora Polskiego musi stać pod parą!).

Źle się jednak stało, że premier Tusk poszedł na konfrontację i nie przedstawił prezydentowi wniosku sięgającego do 31 grudnia 2008 r., z klauzulą o możliwości wycofania się wcześniej. Skoro zmiana wyjeżdżająca w styczniu ma być ostatnia i w lecie zwinąć bazę Echo, to wpisanie daty 31 października czy 31 grudnia nie miało znaczenia realnego — jedynie prestiżowe. A to przecież nie koniec meczu. Minister obrony Bogdan Klich nie będzie miał prawa narzekać, gdy głowa państwa zablokuje mu np. jakieś nominacje generalskie. Wtedy moc decyzyjna rządu będzie dokładnie taka, jak prezydenta w sprawie Iraku — czyli zerowa.

Jacek Zalewski