Od rozpoczęcia rewolucji w dziedzinie generatywnej AI, czyli od listopada 2022 r., obserwujemy charakterystyczny dualizm na amerykańskim rynku pracy. Zatrudnienie szybko rośnie w edukacji, ochronie zdrowia i budownictwie, podczas gdy ubywa miejsc pracy w branży IT. Od listopada 2022 r. w sektorze informatycznym liczba pracowników skurczyła się o 4,5 proc., w edukacji i ochronie zdrowia wzrosła o 7 proc., a zatrudnienie ogółem w sektorze prywatnym zwiększyło się o 1 proc.
Ekonomista Erik Brynjolfsson wraz ze współpracownikami w badaniu „Canaries in the Coal Mine? Six Facts about the Recent Employment Effects of Artificial Intelligence" wykazuje, że problem dotyczy głównie młodych programistów wchodzących na rynek. W przypadku tych w wieku 22-25 lat między październikiem 2022 r. a czerwcem 2025 zatrudnienie skurczyło się o prawie 20 proc., w przedziale 26-30 lat – o około 3 proc. Tymczasem popyt na doświadczonych programistów rośnie – ich zatrudnienie wzrosło o ponad 5 proc.
Szerszy obraz potwierdza problemy młodych absolwentów. Po raz pierwszy od ponad 30 lat stopa bezrobocia wśród absolwentów szkół wyższych przewyższa bezrobocie ogółem. Oznacza to, że kończenie studiów dziś daje mniejszą przewagę na rynku pracy niż przed pandemią.
W amerykańskiej blogosferze zaczynają więc narastać obawy, że AI powoli wypiera ludzi z rynku pracy. Derek Thompson z „The Atlantic" ostrzega: „Rynek pracy wygląda dokładnie tak, jakby firmy zaczęły zastępować młodych pracowników sztuczną inteligencją – kancelarie prawne powierzają AI zadania asystentów, konsulting zmniejsza liczbę etatów, bo ChatGPT przyspiesza pracę, a firmy technologiczne wolą kilku ekspertów wspieranych przez AI niż całe zespoły początkujących programistów".
Jednak te obawy mogą być przedwczesne. Po pierwsze, branża IT na całym świecie przechodzi trudny okres po przeinwestowaniu w czasie pandemii. Może to być więc naturalna korekta bo latach boomu technologicznego, w ramach której obrywa się najmłodszym i najmniej doświadczonym. Po drugie, wartość dyplomu w USA od kilkunastu lat nie rośnie, a niektóre szacunki pokazują nawet spadek. Czyli przyczyną mogą być zmiany strukturalne, lecz niezwiązane z AI.
Ale nawet jeśli zatrudnienie gdzieniegdzie rzeczywiście spada przez generatywną sztuczną inteligencję, paradoksalnie dzieje się dokładnie to, czego można było oczekiwać. Ekonomiści nazywają to efektem dostosowawczym lub relokacją miejsc pracy. Jak pisze Bharat Chandar, współautor wspomnianego badania: „Przełomowe technologie zawsze prowadzą do okresów dostosowawczych, w których jedni pracownicy odnoszą większe korzyści niż inni. Z biegiem czasu pracownicy przechodzą z form pracy zastąpionych do tych, na które wzrasta zapotrzebowanie."
W rezultacie popyt na ludzką pracę wcale nie spada, a rośnie. Bo tak naprawdę to, jak postęp technologiczny oddziałuje na rynek pracy, bardziej zależy od strony podażowej – naszej zdolności uczenia się przez całe życie, zdobywania nowych kompetencji, umiejętności radzenia sobie z szybkimi zmianami w gospodarce. A w tym jesteśmy dobrzy.
Dlatego rewolucje technologiczne w krótkim okresie powodują pewien ból, ale ostatecznie tworzą więcej miejsc pracy. Rynek pracy za 15-20 lat będzie na bank wyglądał zupełnie inaczej niż dziś, ale nie przez zastąpienie ludzi maszynami, lecz powstanie zawodów i wykonywanie czynności, których dziś nawet nie znamy lub widzimy jak przez mgłę. Można więc postawić luźną hipotezę, że za te dwadzieścia lat wskaźniki rynku pracy – stopa bezrobocia i zatrudnienie – nie będą odbiegać od dzisiejszych poziomów, szczególnie w dobie recesji demograficznej. Czas zweryfikuje, czy ta hipoteza jest naiwna czy prorocza.
