Znalazł się chętny na majątek fabryki obuwia. Ale nie chce wznawiać produkcji. Bo działa w branży rybnej?
4 mln zł gotówką ma zapłacić za upadłą słupską Fabrykę Obuwia Alka jedyny inwestor zainteresowany kupnem całego majątku zakładu. Ma, bo umowa jeszcze nie została podpisana. Wiadomo tylko, że nie chce produkować butów.
— Jeśli oferent wpłaci pieniądze, szybko podpiszemy akt notarialny — zapowiada Lucyna Bruździak, syndyk masy upadłościowej Alki.
Nie chce jednak ujawnić, kim jest inwestor. Nabywca chce, by syndyk wypowiedział umowy kilkudziesięciu dzierżawcom obiektów Alki. Zapowiada, że ze wszystkimi będzie je na nowo negocjował.
Byli pracownicy wytwórni obuwia twierdzą, że hale zwiedzali niedawno przedstawiciele Przedsiębiorstwa Przetwórstwa Ryb Mors z Bydlina. Podejrzewają, że właśnie ta działająca od 1991 r. rodzinna firma chce kupić majątek Alki.
— Jeśli nawet tak jest, to nie zamierzam nikogo informować o moich planach — zaznacza Wanda Michalak, właścicielka Morsa.
To już druga próba sprzedaży fabryki zgodnie z regułami określonymi przez sędzięgo komisarza. Początkowo majątek Alki wyceniono na 10 mln zł, ale nie znalazł nabywcy. Później cena została obniżona do 5 mln zł, co wzbudziło zainteresowanie Zbigniewa Adkonisa ze Słupska, właściciela przedsiębiorstwa transportowego. Utworzył on nawet spółkę z angielskim inwestorem. Deklarował, że szybko wznowi produkcję obuwia. Do transakcji jednak nie doszło, bo nabywcy nie zgromadzili kapitału. Dlatego syndyk zaczął zbierać nowe oferty.
— Musiałam zamknąć fabrykę, bo nie mieliśmy zleceń, a w magazynie czekał na sprzedaż spory zapas butów. Prowadzimy ich wyprzedaż w sklepie przyzakładowym. Innego rynku zbytu nie mamy — mówi syndyk.
Alka była znaną fabryką obuwia męskiego. Po prywatyzacji w latach 90. głównym udziałowcem został Zbigniew Smyczek, przedsiębiorca z Łodzi. Do upadku firmy doszło w 2004 r. na skutek utraty rynków zbytu i nieudanej próby stworzenia przez głównego udziałowca własnej sieci dystrybucji Kameleon.