PB: Jak pan trafił do aresztu?
Przemysław Krych: 17 grudnia 2017 r. o szóstej rano zapukano do moich drzwi. Dowiedziałem się, że jestem podejrzany o wręczenie łapówki senatorowi Stanisławowi Kogutowi za załatwienie wykreślenia z rejestru zabytków hotelu Cracovia i kina Kijów w Krakowie. Dodam, że żaden z tych obiektów nie był wtedy wpisany do tego rejestru, więc nie było czego wykreślać.
Co było dalej?
Zostałem zawieziony do Prokuratury Regionalnej w Katowicach, gdzie od prokuratora Leszka Sroki ponownie usłyszałem o rzekomej łapówce w postaci darowizny na rzecz Fundacji Pomocy Osobom Niepełnosprawnym w Stróżach. Dowiedziałem się, że wszystkie wpłaty, których dokonywałem wcześniej, ale także późniejsze były OK, a ta jedna nie. Ta jedna jest podejrzana.
Ale z prokuratury nie wrócił pan do domu?
Nie. Z prokuratury najpierw pojechałem do Sądu Rejonowego Katowice Wschód, co jest bardzo istotne, ponieważ w Katowicach są dwa sądy — Zachód i Wschód. Jeśli wniosek trafia do pierwszego, to nie idzie się siedzieć, a jeśli do drugiego, to się idzie.
Najpierw trafiłem na dołek, czyli tam, gdzie przetrzymuje się zatrzymanych. To była bardzo ciekawa noc, bo pilnowali nas agenci CBA. Wtedy dowiedziałem się, jak ta służba funkcjonuje, jaka jest mentalność tych ludzi. Dwóch z nich ustawiło sobie krzesła naprzeciwko krat, za którymi siedzieliśmy, i używając jako przerywników słów zaczynających się na „k”, rozmawiali o tym, jak bardzo chcieli pracować w służbach specjalnych. Potem podszedł do mnie jeden i powiedział: „Ja badałem pana działalność opozycyjną w latach 80. No, podziwiam pana. Podziwiam pana. Fajnie żeście tam działali w tym Poznaniu”. Wtedy doszedłem do wniosku, że CBA to nie jest żadna służba specjalna, tylko służba specjalnej troski.
Następnego dnia rano podczas posiedzenia aresztowego usłyszałem od młodej pani sędzi, która wsadzała mnie na trzy miesiące do aresztu, że tylko stroję się w piórka filantropa, bo naprawdę filantropem nie jestem. Mam więc oficjalną wykładnię wymiaru sprawiedliwości, że wpłaty do 12 mln zł to jest strojenie się w piórka, ale nie wiem, niestety, od jakiej kwoty zaczyna się prawdziwa filantropia.
Gdzie odbywał pan areszt?
Trafiłem do aresztu śledczego w Sosnowcu, do pojedynczej celi monitorowanej 24 godziny na dobę. Gdy rozłożyłem ręce, dotykałem jednocześnie przeciwległych ścian. Nelson Mandela miał większą celę. To były tortury.
Jakie były tam warunki?
Śpi się na metalowym łóżku z głową przy kiblu. Jest jeszcze umywalka, metalowy stołek, metalowy stół i metalowa szafka na ścianie. Wszystko pomalowane na obrzydliwy żółty kolor, którego nienawidzę do dzisiaj. Nudy nie miałem. Już pierwszego wieczoru zaczął się seans, który potem nazywałem seansem nienawiści. Dokładnie o 19:30 otwierało się okno w celi nade mną i przebywający tam facet zaczynał dialog z kobietą, która stała za murem aresztu. Odtwarzali dokładnie korespondencję z WhatsAppa między mną a moją żoną albo między mną a moją córką. Chyba chodziło o to, żeby pokazać, że wszystko o mnie wiedzą. I tak było co wieczór.
Ile czasu pan tam spędził?
Sześć miesięcy. Tak jak mówię — nudy nie miałam. Codziennie o 19.30 włączano mi ten swoisty dziennik telewizyjny. Ale to nie wszystko. Gdy wychodziłem na spacerniak, miałem towarzystwo różnych osobników, którzy na pewno nie byli osadzonymi, bo nie byli regulaminowo ubrani, mieli biżuterię, którą się zabiera, i toczyli ze sobą dyskusje, ale tak, żebym wszystko słyszał. Na zasadzie: „dobrze dla niego by było, gdyby zrobił to, gdyby powiedział to, powiedział tamto, gdyby coś nadał na Adamowicza, Dudkiewicza, Zdanowską, Gronkiewicz-Waltz. Oni są w małym środowisku. Nawet jak on nie dawał łapówek, to wie, kto je dawał. W tym środowisku wszyscy się znają przecież. No to niech powie. My porozmawiamy z naczelnikiem, to naczelnik go wypuści”.
Straszono mnie też tym, że zostanę przeniesiony do Mysłowic i umieszczony w celi z trzema gwałcicielami i „dopiero wtedy będę miał jazdę”.
Próbowano mnie złamać również w inny sposób. Słyszałem na przykład: „do tej pory nikt się od niego nie odwrócił, ludzie mu wierzą, ale jak zrobimy z niego pedofila, jak zamontujemy mu materiały pedofilskie w jego komputerze, to się od niego odwrócą. To już nie będzie tak jak teraz. Umiemy to zrobić tak, żeby nikt źródła nie był w stanie odkryć. A jego młodszą córkę zabierzemy do ośrodka diagnostycznego i zdiagnozujemy, że była przedmiotem jego pedofilskich praktyk”. Moja młodsza córka była wówczas nieletnia.
Dzisiaj mówi to pan z uśmiechem na twarzy…
To tylko służbowy uśmiech, nie odzwierciedla stanu mojej duszy, moich wewnętrznych przeżyć. A przeżyłem załamanie nerwowe, choć depresję miałem dopiero po wyjściu z aresztu. O tym wszystkim opowiadałem na bieżąco, co tydzień moim obrońcom. Opowiedziałem też zaraz po wyjściu z aresztu w wywiadzie dla Bloomberga. Agencja zwróciła się wtedy do administracji aresztu z prośbą o udostępnienie nagrań z celi, ale administracja stwierdziła tylko, że po trzech tygodniach wszystko utylizuje i nie ma żadnych śladów obecności pana Krycha w areszcie śledczym w Sosnowcu.
Prowadził pan swój biznes, ale aresztowanie to uniemożliwiło…
Podczas aresztu większość ludzi traci swoje biznesy. Mnie uratowała jedna rzecz, którą zdążyłem zrobić. Sporządziłem notatkę, którą przekazałem moim inwestorom. Poinformowałem ich o wszystkim, co wydarzyło się wcześniej, zanim mnie aresztowano. Dzięki temu poznali całą chronologię wydarzeń. Oczywiście dokładnie wszystko sprawdzili, korzystając z czterech wynajętych firm prawniczych. Okazało się, że jestem czysty. Gdy tylko wyszedłem, wszyscy zjechali się do Warszawy i dali mi wsparcie, którego bardzo wtedy potrzebowałem.
Gdyby po tych wszystkich doświadczeniach miał pan możliwość zmiany jednej rzeczy w systemie, w praktyce, co by to było?
Są dwie rzeczy, które powinny być zmienione. Jedna to absolutny zakaz aresztu w sprawach gospodarczych. To przecież są sprawy, które w 99 proc. opierają się na dokumentach, a nie na jakichś innych dowodach, np. zeznaniach świadków.
Druga to zmiana sposobu finansowania partii politycznych. Błędem polskiej demokracji, grzechem pierworodnym było wprowadzenie finansowania partii z budżetu. Gdyby partie musiały zdobywać poparcie w poszczególnych grupach społecznych, to przed nimi by odpowiadały. Teraz nie odpowiadają przed nikim. To są prawdziwi właściciele tego kraju. Mają nas wszystkich gdzieś.
Rozmawiał Bartłomiej Mayer
Szukaj Pulsu Biznesu do słuchania w Spotify, Apple Podcasts, Podcast Addict lub w Twojej ulubionej aplikacji
dzisiaj: „Dołek dla przedsiębiorcy”
goście: Przemysław Krych — Cornerstone Investment Management, Bartosz Pilitowski — Fundacja Court Watch Polska, Jakub Michalski — adwokat, Anna Maria Żukowska — Koalicyjny Klub Parlamentarny Lewicy


