Atom: sprzeczne daty i mgła nad drugą lokalizacją

Magdalena GraniszewskaMagdalena Graniszewska
opublikowano: 2024-05-09 11:16

Oprócz żartów i sprzecznych komunikatów związanych z datą uruchomienia polskiego atomu warto zająć się też wypowiedziami decydentów dotyczącymi drugiej elektrowni oraz modelu finansowego.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jak harmonogram atomowy widzi ministra przemysłu, pełnomocnik rządu oraz szef Polskich Elektrowni Jądrowych
  • dlaczego daty są sprzeczne
  • co decydenci mówili o drugiej lokalizacji atomowej
  • co o modelu finansowym
  • co o atomie słychać w katowickich kuluarach
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Poranek drugiego dnia Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Publiczność zbiera się w sali, w której odbędzie się kolejna debata poświęcona atomowi. Prezes jednej z zaangażowanych w sprawę instytucji żartuje, że wejdzie na scenę i zapowie uruchomienie pierwszej polskiej elektrowni na 2050 r. A co!

Żarty wywołała Marzena Czarnecka, ministra przemysłu, która poprzedniego dnia rano zapowiedziała, że „przełomowy” moment uruchomienia pierwszej elektrowni atomowej nastąpi w 2039 r., po południu podała datę 2040 r., a o godz. 2 w nocy opublikowała w serwisie X wyjaśnienie, że prąd z pierwszego bloku popłynie w 2035 r., a w 2039 r. pojawią się „kolejne bloki i zakończenie realizacji”.

Pani minister była nieprecyzyjna — komentowali to dyplomatycznie menedżerowie związani z państwowym atomem. Nieprecyzyjna wydaje się jednak cała polityka informacyjna wokół polskiego atomu.

Minister celuje w 2028 r.

Poprzedni rząd zakładał, że pierwszy prąd ze zbudowanej przez Amerykanów elektrowni w nadmorskim Choczewie popłynie w 2033 r. Data zawsze wydawała się ambitna, ale Zjednoczona Prawica jej się trzymała. W Katowicach Maciej Bando, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, przedstawił sprawę jasno: pierwszy blok ruszy w 2035 r., a kolejne dwa powinny być uruchamiane w odstępie jednego roku.

Wprowadził też do debaty nową datę: 2028 r. Będzie to data wylania pierwszego betonu jądrowego w Choczewie, a jednocześnie data graniczna: wcześniej z zadań musi wywiązać się administracja państwowa. Później wszystko będzie już w rękach inwestora — Polskich Elektrowni Jądrowych (PEJ) i amerykańskich wykonawców — Westinghouse'a i Bechtela.

Poprzedni rząd promował datę 2026 r. jako moment rozpoczęcia prac budowlanych (wylanie pierwszego betonu jądrowego miało nastąpić kilkanaście miesięcy później). Tymczasem w katowickich kuluarach można było usłyszeć, że przy okazji niedawnego uruchomienia przez Bechtela prac geologicznych rozpoczęto też de facto pierwsze prace budowlane. Wszystko po to, by nie tracić czasu — na całym świecie budowa elektrowni atomowych opóźnia się i przekracza budżet. Maciej Bando wyraził jednak nadzieję, że polska elektrownia zostanie zbudowana w terminie i w budżecie jako pierwszy taki projekt od dziesięcioleci.

Prezes woli umiar

Leszek Juchniewicz, pełniący obowiązki prezesa PEJ (przejściowo, bo w czerwcu zastąpi go Jan Chadam,
prokurent spółki, na razie objęty ograniczeniami poprzedniego pracodawcy), o datach woli nie rozmawiać, choć oddania całej elektrowni spodziewa się raczej po 2040 r., a pierwszego bloku w 2036 r.

— Trzeba zachować umiar w podawaniu dat — mówi Leszek Juchniewicz.

Leszek Hołda, szef polskiego oddziału Bechtela, ostrzega natomiast, że droga do oddania elektrowni bez wątpienia będzie kręta i wyboista.

Druga będzie lub nie

Coraz mniej jasna wydaje się też kwestia drugiej elektrowni, której lokalizacją mógłby być Konin lub Bełchatów. Z jednej strony program rządowy ją przewiduje, mówi o niej również polsko-amerykańska umowa międzyrządowa. Amerykanie mają apetyt na ten kontrakt, ofertę ma też francuski EDF, a równolegle prace analityczne dotyczące lokalizacji w Koninie prowadzi koreański KHNP wspólnie z ZE PAK i PGE.

Z drugiej strony pytany w Katowicach o drugą lokalizację Maciej Bando odpowiadał wymijająco. Przypominał, że najpierw rząd musi zaktualizować dokumenty strategiczne, czyli m.in. politykę energetyczną, w której będą również prognozy rozwoju zielonych źródeł oraz małego atomu. Leszek Juchniewicz natomiast dodawał, że w kontekście tych analiz nie można mieć pewności, że druga elektrownia w ogóle będzie Polsce potrzebna.

Komisja analizuje model

Największą niewiadomą nadal pozostaje kwestia finansowania pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Plan zakłada, że 30 proc. z potężnej kwoty przekraczającej 100 mld zł PEJ wyłoży samodzielnie, a 70 proc. będzie pochodzić z długu. Do pozyskania kredytów potrzebny jest jednak model finansowy, a na niego musi się zgodzić Komisja Europejska.

— Polska ubiega się o zgodę na sposób finansowania budowy poprzez kontrakt różnicowy [czyli państwową gwarancję ceny sprzedaży energii — red.]. W pierwszym kwartale przyszłego roku będziemy pewnie mieć ostateczną decyzję — mówi Leszek Juchniewicz.

Szczegóły przedstawionego Komisji Europejskiej modelu do dziś nie zostały ujawnione.