AUTOMATY WYPRĄ BUDKI Z FASTFOODAMI
Nowe pokolenie Polaków doceni walory mechanicznych sprzedawców
CHWAŁA BIUROWCOM: Nasz rynek rozszerza się wraz ze wzrostem powierzchni biurowych — mówi Wojciech Chudziński, właściciel firmy Cekamat.
fot. Małgorzata Pstrągowska
W POLSKĘ PANOWIE: Warszawa według mnie jest dość mocno nasycona automatami do sprzedaży. Znacznie lepsze interesy robi się obecnie poza stolicą — uważa Marek Sikora z firmy Union Broker. fot. Tomasz Zieliński
Automatów do sprzedaży przybywa. Na razie można w nich kupić wyłącznie drobne produkty spożywcze. Powiększająca się liczba biur, które są najlepszymi punktami dla automatów, sprawia, że popyt na sprzedawane za ich pośrednictwem towary stale się rozszerza. Postęp technologiczny sprawia zaś, że w niedalekiej przyszłości będziemy mogli nabyć w ten sposób również całe, gorące posiłki.
Większość automatów wystawianych na ulicach należy obecnie do wielkich firm, produkujących napoje w puszkach. Traktują to głównie jako reklamę swoich produktów. Jednak coraz więcej pojawia się maszyn należących do mniejszych, prywatnych firm. Na razie można je spotkać głównie w biurach, szkołach czy urzędach.
— W Warszawie są przede wszystkim automaty dużych firm spożywczych. Ale zawsze gdzieś się jeszcze znajdzie miejsce dla drobniejszych przedsiębiorstw, takich jak nasze. Automaty stawiamy wszędzie, gdzie przebywają ludzie, którzy potrzebują czegoś do picia czy do jedzenia. Takie miejsca to są najczęściej szpitale, markety, kompleksy sportowe. Najbardziej opłacalne jest jednak wejście do dużego biura lub zakładu — twierdzi Marek Sikora z Union Broker.
— Zaczynaliśmy od szkół i urzędów. W pracy tych instytucji występują jednak zbyt długie i liczne przerwy. Bardziej opłacalne są biura, gdzie nieraz ktoś przebywa na okrągło — uważa Wojciech Chudziński, właściciel firmy Cekamat.
W takich miejscach spożywa się olbrzymie ilości kawy i herbaty, a także napojów zimnych. Nie zawsze można tam znaleźć odpowiednie pomieszczenie na trzymanie czajników czy lodówek. Biuro staje się idealnym punktem na ustawienie automatu do sprzedaży tych produktów.
— Pracownicy biur są jednak bardzo wymagającymi klientami. Automaty muszą działać bez zarzutu, ewentualny serwis ma być natychmiastowy. Przez źle działające maszyny szybko traci się dobrego klienta — mówi Wojciech Chudziński.
Miejsce po nierzetelnej firmie zajmuje od razu konkurencja.
Miejsce na ziemi
Dobre miejsce w tej branży jest najważniejsze ze względu na bardzo niską rentowność. Wysokiej klasy automat, a tylko taki może się utrzymać w dobrym miejscu, kosztuje nawet ponad 20 tys. zł. Serwowaną przez niego kawę można sprzedać nie drożej niż za dwa zł.
— Sporo osób próbowało zaczynać przywożąc jeden lub dwa zużyte automaty, które na Zachodzie przekazano na złom. Interes szybko się kończył, gdy przestawały one działać. Teraz, aby firma mogła się utrzymać w tej branży, musi posiadać około stu takich maszyn. Przy tym każda z nich ma wypracować pewien minimalny dochód — tłumaczy Wojciech Chudziński.
Kawa za guziki
Jeden z najpoważniejszych problemów w tej branży stanowi notoryczna dewastacja urządzeń.
— Około 15 proc. naszych automatów jest systematycznie dewastowanych. Najczęściej są zapychane przedmiotami, które mają imitować monety, np. guzikami. Nie jest to specyfika polska, ale u nas występuje wyjątkowo często — podkreśla Marek Sikora.
— Najgorsze jest to, że automaty dewastują także tzw. porządni obywatele. Mamy problemy w dużych renomowanych firmach, których pracownicy zarabiają naprawdę niezłe pieniądze i nie muszą wrzucać guzików, by napić się kawy. Po godzinach, zdemolować nasz sprzęt może również ochroniarz, pilnujący firmy. To smutne dla nas zdarzenia, w które wciąż trudno uwierzyć — skarży się Wojciech Chudziński.
Automaty do artykułów spożywczych muszą posiadać specjalne atesty PZH. Nie wszyscy przedsiębiorcy, szczególnie ci drobni, starają się o taki certyfikat. Jego posiadacze postrzegają to jako nieuczciwą konkurencję, ponieważ uzyskanie takiego świadectwa jest drogie i czasochłonne.
— Wielu nie próbuje nawet ubiegać się o certyfikat z powodu kosztów i długiego okresu oczekiwania na decyzję urzędu. Nam uzyskanie dokumentu od PZH w Warszawie zajęło półtora roku. Niestety, nie uznaje się u nas przepisów Unii Europejskiej, którym podlegają sprowadzane przez nas automaty. Nie możemy się doczekać, aż dzięki integracji będą u nas uznawane standardy z UE — zaznacza Robert Pepera z firmy Stator.
Kapcie z maszyny
Najbardziej popularne automaty, to urządzenia sprzedające produkty spożywcze. Inne wyroby stanowią niewielką część obrotów tej branży. Z powodów prawnych nie można w taki sposób sprzedawać wyrobów tytoniowych i alkoholowych. Działa trochę maszyn sprzedających np. mydło, ręczniki czy prezerwatywy. Zupełnie nie ma, popularnych w niektórych krajach zachodnich, automatów do sprzedaży gazet.
— Dość dobre możliwości zarobku dają automaty sprzedające kapcie w szpitalach. To nowa, dynamicznie rozwijająca się część tego rynku — twierdzi Marek Sikora.
— Mniejsze firmy najwięcej zarabiają na dystrybutorach do kawy i herbaty. Zimne napoje to domena gigantów, takich jak Coca-Cola, czy PepsiCo, chociaż nasi klienci czasem życzą sobie ustawienia maszyn z czymś orzeźwiającym — mówi Robert Pepera.
Powodzeniem cieszą się również maszyny do sprzedaży snaków. Pewną popularność zyskują także punkty serwujące kanapki.
— U nas to jeszcze rzadkość, ale już we Francji można je spotkać prawie wszędzie — zauważa Robert Pepera.
Lunch z maszyny
Do użytku wchodzą coraz bardziej wyspecjalizowane maszyny. Istnieją już takie, które sprzedają gorącą pizzę i inne gorące dania. Są na razie dużą rzadkością nawet w bogatszych krajach.
W Polsce można spotkać gdzieniegdzie automaty do sprzedaży frytek i zup.
— Prędzej czy później zastąpią one budki z fastfoodami. Zauważyłem taką tendencję podczas pobytu we Włoszech. U nas w kraju to jeszcze przyszłość, ale zważywszy na wciąż drożejącą siłę roboczą, chyba nie tak odległa — uważa Marek Sikora.
— Skłonność do korzystania z automatu zależy również od pokolenia. Dopiero rośnie nam szeroka grupa klientów. Starsi raczej odnoszą się do bezdusznej maszyny dość nieufnie — dodaje Robert Pepera.