Bagatela kusi atmosferą

Julia Kafka
opublikowano: 1999-11-29 00:00

Bagatela kusi atmosferą

Otwarta niedawno warszawska restauracja Bagatela stawia raczej na klientów, którzy przedkładają swobodną, klubową atmosferę nad wysmakowaną elegancję. Lepiej nie zapraszać tam ważnych kontrahentów, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby odwiedzić ten lokal z przyjaciółmi i przekąsić małe co nieco.

Wystrój wnętrza Bagateli odpowiada nazwie restauracji. Skromny, wręcz ascetyczny, ale właściwy dobór kolorów ścian, oświetlenia i poszczególnych elementów stwarza dość przyjemny nastrój.

Stoją przystawkami

Podobnie jest z kuchnią. Bez specjalnych fajerwerków, ale wszystko zdecydowanie jadalne i atrakcyjnie podane.

Zacznijmy od przystawek. Najmocniejszym punktem w ich zestawie jest panierowany camembert z żurawiną i orzechami włoskimi. Najlepiej zamawiać od razu podwójną porcję. Papryka z grilla z anchois i oliwą również powinna zadowolić podniebienia przyzwyczajone do dość wyszukanych smaków. Mozarella z pomidorami i świeżą bazylią — w porządku.

Spośród zup na polecenie zasługuje cebulowa z grzankami. Dość oryginalny jest również krem szczawiowy z paskami łososia.

Bez fajerwerków

Między daniami głównymi, w przeciwieństwie do przystawek, nie znalazłam pozycji szczególnie wybijającej się ponad średni poziom reprezentowany przez kuchnię tej restauracji.

Na pewno oryginalnym daniem jest makaron z pieczarkami, anchois, oliwkami i bazylią. Polędwiczki wieprzowe — do przyjęcia, natomiast stek z łososia jest nieco za suchy.

Podobnie jak większość stołecznych restauracji, Bagatela nie rzuca gości na kolana swoją kartą deserów. Najoryginalniejszą pozycją w ich zestawie są naleśniki w likierze pomarańczowym.

Obsługa na luzie

Kelnerzy prezentują luz, który pasuje do ogólnego charakteru Bagateli. Trzeba jednak przyznać, że są szybcy, dyskretni i co niestety nie stało się jeszcze regułą w polskich lokalach, bardzo uprzejmi. Miejmy nadzieję, że po dobrym starcie Bagatela nie spuści z tonu, jak to często bywa z nowymi restauracjami.