Światowa produkcja stali wynosi niespełna 2 mld ton, z czego połowa przypada na Chiny — stwierdził Mirosław Motyka, prezes Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej (HIPH), podkreślając, że chińskie firmy przeinwestowały i borykają się z nadprodukcją stali, co negatywnie wpływa na ceny.
— Jesteśmy w głębokiej dziurze i jeszcze długo w niej pozostaniemy — powiedział prezes HIPH podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Liczy na przyśpieszenie działań chroniących europejski rynek.
Wsparcia domagają się także przetwórcy.
— Dużo mówimy o ochronie rynku producentów, ale jeśli znikną odbiorcy, huty nie będą miały komu sprzedawać produktów — powiedziała Iwona Dybał, prezes Polskiej Unii Dystrybutorów Stali.
Przypomina, że importerzy wyrobów stalowych są objęci cłami i kontyngentami, które nieco ograniczają ich napływ do UE, ale dostawcy omijają bariery, sprowadzając całe konstrukcje czy moduły lub nawet gotowe wyroby. Podaje przykład masztów telekomunikacyjnych, których przywóz do UE w 2024 r. zwiększył się o 150 proc. w porównaniu z 2023.
— Zdarza się, że firmy produkujące wyroby z użyciem stali sprowadzają je spoza Unii Europejskiej i tylko zmieniają naklejkę, sprzedając je jako własne — stwierdziła Iwona Dybał.
Rząd deklaruje wsparcie. Grzegorz Jagielski, p.o. zastępcy dyrektora departamentu górnictwa i hutnictwa w Ministerstwie Przemysłu, przyznał jednak, że dopiero powołanie na początku roku zespołu, w którym uczestniczą także inne resorty, i zaproszenie do niego przedstawicieli branży pozwoliło rządowi dostrzec problemy i znaczenie sektora stalowego.
Kurs na górę lodową
— Widzimy problemy, ale nic nie robimy — odparował Henryk Orczykowski, prezes Stalprofilu.
Dodał, że organizator panelu hutniczego chyba z przekory umieścił jego uczestników w sali balowej.
— Czujemy się jak Titanic, który płynie w kierunku góry lodowej. Jak się z nią zderzymy, to utoniemy — powiedział Henryk Orczykowski, podkreślając, że przedsiębiorcy są bezsilni wobec wysokich cen energii i napływu towarów z państw trzecich.
Prowadzący zapewnił, że ulokowanie uczestników panelu hutniczego w sali balowej wynikało z jej dużych rozmiarów.
Henryk Orczykowski podkreślił natomiast, że Marzena Czarnecka, ministra przemysłu, podczas katowickiego kongresu zajmuje się rekultywacją terenów górniczych [to element Białej księgi resortu — red.], a bez szybkich działań ratunkowych dla sektora stalowego wkrótce będzie musiała zająć się także rekultywacją obszarów pohutniczych.
Producenci mają jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie.
— Zrobimy wszystko, aby terenów hut nie trzeba było rekultywować — zapewnił Wojciech Koszuta, prezes ArcelorMittal Poland.
Podkreślił, że konieczne jest wzmocnienie konkurencyjności i jakości produkcji, wytwarzanie wyrobów o wysokiej wartości dodanej, takich jak szyny czy powłoki cynkowo-magnezowe, by nie dać się zdystansować dostawcom spoza UE. Dodał, że koncern planuje inwestować w piece elektryczne, a w kolejnym etapie także w wychwytywanie i składowanie CO2, ale potrzebne jest wsparcie inwestycji przez polskie i unijne władze, regulacje stabilizujące ceny energii i uszczelnienie ochrony rynku. Przedsiębiorcy branży stalowej chcą m.in. by podatek stalowy CBAM, który zamierza wprowadzić Komisja Europejska, dotyczył długiego łańcucha dostaw produktów stalowych, czyli objął i producentów, i przetwórców.
Plan naprawczy do konsultacji
Grzegorz Jagielski podkreślił, że hutniczy zespół opracował już plan dla branży stalowej, który obecnie podlega uzgodnieniom międzyresortowym, a wkrótce zostanie przekazany do konsultacji. Jego celem jest wdrożenie rozwiązań chroniących rynek stalowy i dających mu szansę rozwoju.
Mirosław Motyka podkreślił, że przedstawiciele branży hutniczej doceniają działania resortu przemysłu i innych ministerstw, ale zaznaczył, że o problemach na rynku stalowym dyskusje trwają ponad 10 lat, a przez ten czas problemy się nawarstwiały. Trzeba więc wreszcie je szybko rozwiązać.
— Sytuacja jest tak trudna, że nie ma już czasu na konsultacje. Został opracowany bardzo dobry plan i trzeba go wdrożyć jak najszybciej — apelował Przemysław Sztuczkowski, prezes Cognoru.
Podkreślił, że konieczna jest nie tylko ochrona branży stalowej, ale także wprowadzenie działań zabezpieczających produkcję stali na rzecz obronności. Należąca do Cognoru Huta Stali Jakościowych (HSJ) produkuje blachy na potrzeby zbrojeniówki, a możliwość wytwarzania wyrobów dla tego sektora będzie miała także walcownia w Siemianowicach Śląskich, której budowa jest finalizowana. Menedżer liczy na wzrost fali zamówień zapowiadanych przez władze Polski i UE.
— Dostarczamy stal do produkcji pocisków przez grupę Mesko, ale słyszymy też zapowiedzi dotyczące budowy kilku fabryk amunicji w Polsce. Nie dostajemy jednak żadnych pytań czy ofert zakupu stali na potrzeby produkcji amunicji — stwierdził Przemysław Sztuczkowski, obawiając się, że będą w nich montowane pociski z importowanej stali.
Podkreślił też, że w Polsce brakuje zdolności produkowania stali na potrzeby wytwarzania luf, np. do armatohaubic.
— Importujemy stal na lufy, a jak będziemy je wytwarzać w razie wybuchu wojny — zapytał Przemysław Sztuczkowski, podkreślając, że zagraniczni dostawcy najpierw będą zaspokajać własne potrzeby, a później zamówienia z zewnątrz.
Przyznał także, że Cognor zaoferował, że w HSJ postawi piec do produkcji stali na lufy, ale pod warunkiem, że dostanie zamówienia w długim okresie, a jeśli nie będzie zapotrzebowania na stal do luf, to otrzyma wynagrodzenie za utrzymywanie zdolności produkcyjnych. Rozmowy spełzły jednak na niczym.
Zdolności do produkowania wyrobów stalowych dla zbrojeniówki ma też Huta Częstochowa, reaktywowana właśnie przez Węglokoks. Jako podmiot strategiczny dla obronności ma trafić pod skrzydła resortu obrony.
— Udało nam się uruchomić produkcję w Hucie Częstochowa. To projekt niełatwy. Huta jest w stajni skarbu państwa, a to nam nie pomaga. Jednak projekt ma szanse na zwrot i na rentowność. Rynek przyjął stal z Częstochowy bardzo dobrze, zamówienia rosną. Mamy dla kogo produkować. Chcemy dostarczać wyższe jakościowo blachy, również balistyczne — zapewnił Tomasz Ślęzak, prezes Węglokoksu.
Pesymizm szefa Cognoru
Uczestnicy panelu dyskutowali też, czy receptą na ratowanie przemysłu może być nacjonalizacja. Mirosław Motyka podkreślił, że we Francji upaństwowiono EDF, by mieć kontrolę nad cenami energii dla odbiorców indywidualnych i przemysłowych. Tomasz Ślęzak uważa jednak, że nacjonalizacja nie jest rozwiązaniem pozwalającym na obniżenie cen energii i poprawę konkurencyjności, może natomiast mieć zastosowanie w celu zapewnienia bezpieczeństwa produkcji. Dyskusję podsumował Przemysław Sztuczkowski, zwracając się do Tomasza Ślęzaka stwierdził:
— Co powiem o nacjonalizacji — jesteśmy w tak czarnej dupie, że ja chętnie się sprzedam.