PB: Czy Bałtyk to bezpieczne miejsce do prowadzenia inwestycji?
Maciej Stryjecki: Ostatnie wydarzenia, czyli zrywanie kolejnych kabli i światłowodów, świadczą o tym, że Bałtyk przestał być bezpieczny. Dla Polski to ogromne wyzwanie, skoro mamy w planach budowę morskich farm wiatrowych zaspokajających w przyszłości blisko 30 proc. zapotrzebowania na energię. Pamiętajmy też, że zlokalizowana na Pomorzu elektrownia jądrowa będzie potrzebowała do chłodzenia wody morskiej, doprowadzanej i odprowadzanej rurociągami morskimi. Przez Bałtyk przebiega też gazociąg Baltic Pipe, kluczowe znaczenie ma również terminal gazowy w Świnoujściu i połączenie energetyczne ze Szwecją. Plan zakłada ponadto budowę pływającego terminala, czyli tzw. FSRU.
To wszystko oznacza, że poziom bezpieczeństwa infrastruktury energetycznej na Bałtyku będzie przekładać się wprost na bezpieczeństwo państwa polskiego.
Jak to wpływa na plany inwestorów?
Kiedyś ryzyko sabotażu na Bałtyku było relatywnie małe, teraz inwestor powinien zakładać, że do niego dojdzie. To oznacza konieczność wdrażania rozwiązań minimalizujących zagrożenie, czyli np. zakopywania kabla głębiej lub zabezpieczania go betonowymi osłonami. A to oznacza większe koszty.
Ponadto wpływ na inwestycje będą miały ewentualne zmiany prawne. Dziś to operatorzy odpowiadają za bezpieczeństwo instalacji, np. wiatrowych, zlokalizowanych w polskiej wyłącznej strefie ekonomicznej na Bałtyku. Brakuje im jednak narzędzi. Wyobraźmy sobie, że operator widzi na monitoringu statek podpływający do jego wiatraka i wykonujący niepokojące manewry. Co powinien zrobić? Nie wiadomo. Nie wiemy, kogo informować, kto i jak powinien interweniować. Wiemy zaś, że na obszarze wyłącznej strefy ekonomicznej statków w zasadzie nie można zatrzymywać.
Ewentualne nowe przepisy i obowiązki mogą okazać się sporym obciążeniem finansowym dla inwestorów i operatorów. Woleliby, by zadziałały tu mechanizmy państwowe - np. by powstał specjalny fundusz bezpieczeństwa morskiego, który takie działania będzie współfinansował. Dodatkowe koszty związane z bezpieczeństwem nie były dotychczas uwzględniane w planach biznesowych. Niektóre inwestycje mogą więc zostać wstrzymane.
Co oznacza decyzja Szwecji o anulowaniu niektórych projektów wiatrowych na Bałtyku uzasadniona kwestiami bezpieczeństwa?
Wywołała w branży duży niepokój, ale pamiętajmy o szwedzkiej specyfice. To kraj z rozwiniętą energetyką wodną i jądrową oraz niskimi cenami energii, więc jego motywacja do rozwijania morskiej energetyki wiatrowej jest mniejsza niż nasza. Polska musi przecież czymś zastąpić elektrownie węglowe, a jedynymi projektami, które w ciągu najbliższych 20 lat mogą zapewnić nowe i duże moce wytwórcze, są morskie farmy wiatrowe.
Ryzykiem zakłócania sygnałów radarowych, na które powołała się Szwecja, można zarządzać, np. instalując systemy wzmacniające. Te kwestie są kontrolowane w całym procesie przygotowania morskiej farmy wiatrowej i uzgadniane z właściwymi służbami.
W jaki sposób można zwiększyć bezpieczeństwo na Bałtyku?
Kraje NATO powinny stworzyć wspólne centra monitorujące Bałtyk i statki, które na niego wpływają. Potrzebna jest doskonała komunikacja i współpraca służb granicznych. Potrzebna jest też nowelizacja prawa morskiego oraz ustalenie wyraźnego podziału obowiązków i zasad współpracy między operatorami inwestycji a właściwymi służbami. Osobną i ważną kwestią jest sprzęt. Nie wyobrażam sobie bezpiecznego Bałtyku bez jednostek wojennych, lotnictwa i dronów, również podwodnych.