BGŻ ma problem. Alkoholowy

Eugeniusz Twaróg
opublikowano: 2009-03-23 00:00

Celnicy i bank próbują się dogadać, jak utrzymać w pionie szczeciński Polmos. Nikomu upadłość nie jest na rękę. Również amatorom mocnych trunków, bo zmarnuje się tyle dobrego spirytusu.

Czy kilkaset tysięcy litrów spirytusu leżakującego w beczkach od dziesiątków lat, z którego można zrobić sporo butelek dobrej okowity albo whisky trafi do Odry? Surowiec popłynie do Bałtyku, jeśli wierzyciele szczecińskiego Polmosu nie dogadają się. Fabryka jest im winna ponad 40 mln zł. Na zawarcie układu Polmos dostał od sądu miesiąc. Zakład ma największe długi u fiskusa — głównie niezapłaconą akcyzę alkoholową (17 mln zł plus odsetki) oraz 10 mln zł zaległego VAT. Drugim wierzycielem jest Bank Gospodarki Żywnościowej (BGŻ). Pod koniec lat 90. pożyczył destylarni 9 mln zł. Dzisiaj wartość długu po doliczeniu odsetek jest prawie dwukrotnie większa i sięga 17 mln zł.

Czysty kłopot

W tej sytuacji słaniający się na nogach Polmos nie miał wyjścia i musiał ogłosić upadłość, mając nadzieję, że wierzyciele zgodzą się zredukować długi. Utrzymanie wytwórni okowity w pionie leży w interesie wszystkich zainteresowanych. Jeśli destylarnia nie dopnie porozumienia, upadłość z układem zmieni się w upadłość z likwidacją majątku. Teoretycznie na taką ewentualność najlepiej zabezpieczony jest bank, który pod kredyty ma zastawy na nieruchomościach. W razie czego może je spieniężyć, a — jak wynika z naszych informacji — majątek jest na tyle duży, że wystarczy go na spłatę należności. Dodatkowo jednak bank zabezpieczył się jeszcze na surowcu do produkcji okowity. To kilkaset tysięcy litrów spirytusu leżakującego w piwnicach Polmosu, które BGŻ przewłaszczył na swoją rzecz dziesięć lat temu.

— To bardzo dobry półprodukt do wyrobu wysokogatunkowych trunków, m.in. whisky. Najstarszy destylat pochodzi z 1947 r. — zachwala Leszek Wiwała, prezes Krajowej Izby Przemysłu Spirytusowego.

Dla banku spirytus, nawet w najlepszym gatunku, to jednak kłopot. Gdyby układ nie doszedł do skutku i Polmos ogłosił bankructwo, wówczas, jak uważa Izba Celna w Szczecinie, BGŻ powinien zapłacić akcyzę od alkoholu.

— Taki obowiązek wynika wprost z ustawy o podatku akcyzowym. Obecnie Polmos prowadzi skład akcyzowy i korzysta z procedury zawieszenia poboru akcyzy. W chwili ogłoszenia upadłości zostałaby ona odwieszona i na banku ciążyłby obowiązek opłacenia podatku — wyjaśnia Monika Woźniak-Lewandowska, rzecznik Izby Celnej w Szczecinie.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że chodzi o ę około 27 mln zł.

Logiczny układ

Bank odmówił nam komentarza w tej sprawie. Z naszych informacji wynika jednak, że ma własną interpretację przepisów akcyzowych, według której podatku płacić nie musi. Nie posiada przecież licencji na obrót wyrobami alkoholowymi, więc nic z destylatem zrobić nie może — zatem ustawa o akcyzie go nie dotyczy.

Logiczne. Jeśli jednak izba się uprze, to akcyzę z niego ściągnie. Bank będzie potem mógł się odwoływać do sądu administracyjnego i możliwe, że pieniądze odzyska — z odsetkami — ale to potrwa. Z naszych informacji wynika, że próbuje inaczej rozwiązać problem. BGŻ skłonny jest ułożyć się z Polmosem. Gotów jest przystąpić do układu, sporządzić aneks do umowy kredytowej i przekazać surowiec zakładowi, żeby mógł nim swobodnie rozporządzać.

Takie rozwiązanie, choć po myśli szczecińskiej wytwórni, nie jest na rękę szczecińskiej Izbie Celnej. Oficjalnie celnicy na temat układu jeszcze się nie wypowiedzieli, ale nieoficjalnie zasugerowali Polmosowi, że układ na warunkach przedstawionych przez bank im nie odpowiada. I trudno im się dziwić, bo cała nadzieja na jakiekolwiek pieniądze, na wypadek upadłości dłużnika, jest właśnie w akcyzie. Jakkolwiek spornej. Gdyby bank zrezygnował ze składziku w piwnicach firmy, wtedy — w razie upadłości — mógłby rozliczyć się z syndykiem z zabezpieczeń pod kredyt i podatkiem nie musiałby się martwić. Wtedy też z roszczeń fiskusa wyszłyby nici. A tak, dopóki piwniczka w Szczecinie należy do banku, dopóty Izba Celna ma na niego haka.

Celnicy muszą mieć jednak świadomość, że nie mogą za bardzo ciągnąć w swoją stronę, ponieważ BGŻ w końcu powie dość i układ się rozsypie. Co wtedy? Bank weźmie, co jego, czyli zastawy na nieruchomościach, syndyk spienięży resztę, żeby zaspokoić choć część roszczeń fiskusa, który do rachunku doliczy 27 mln zł spornej akcyzy. Sprawa pewnie trafi do sądu. Natomiast spirytus będzie można wylać do Odry.

— Surowiec nadaje się do wykorzystania tylko na miejscu. Destylatu nie można przetransportować w inne miejsce, bo straci właściwości — mówi Leszek Wiwała.

Dla wszystkich byłoby więc najlepiej, gdyby Polmos działał nadal.

— Jestem przekonany, że zakład po restrukturyzacji zadłużenia jest w stanie prowadzić działalność do czasu znalezienia nowego inwestora — twierdzi Piotr Winnicki, prezes Polmosu Szczecin.

Ostatni taki Polmos

Tymczasem szczeciński Pollmos jest jednym z ostatnich producentów mocnych trunków, który nie znalazł nabywcy i wciąż należy do państwa. Poszukiwania inwestora trwają już ponad dziewięć lat. Resort skarbu wiele razy próbował sprzedać zakład i miał nawet chętnych do przejęcia zakładu. Największą determinację przejawiała brytyjska spółka The Brand Distillery, która kilka razy przystępowała do negocjacji z ministerstwem. Skończyło się na niczym, mimo że rozmowy były już mocno zaawansowane. Od lutego ubiegłego roku potencjalny inwestor miał wyłączność na negocjacje w sprawie prywatyzacji Polmosu i zdążył nawet dogadać się z BGŻ, jak zrestrukturyzować długi zakładu wobec banku. W październiku 2008 r. resort skarbu skończył jednak rozmowy z Brytyjczykami, tłumacząc, że warunki przez nich przedstawione są nie do przyjęcia. Ciekawe, co zrobi teraz... n

Miliard złotych — tyle CEDC, amerykański dystrybutor alkoholi kierowany przez Williama Careya, zapłacił za 61 proc. akcji Polmosu Białystok i za sążnisty (21 proc.) kawałek krajowego rynku. Tyle należy do producenta słynnej Żubrówki. Wcześniej nabywców znalazły m.in. Polmos w Poznaniu (Pernod Ricard), Starogardzie (Grupa Belvedere) i Zielonej Górze (szwedzki VS). Na prywatyzację czekają obecnie jeszcze zakłady w Bielsku-Białej (flagowy produkt — Advocaat i Ekstra Żytnia), Toruniu (Copernicus i Śliwowica Polska), Józefowie (Wiśniówka Cherry Cordial i Wódka Kasztelańska). Tyle szczęścia nie miały polmosy w Łodzi i Sieradzu, które znajdują się w likwidacji.

Tylko Rosjanie, Ukraińcy i — uwaga — Amerykanie piją więcej od Polaków. Pod względem ilości sprzedawanych mocnych trunków jesteśmy czwartym rynkiem na świecie. Jak wyliczyła firma AC Nielsen, od grudnia 2007 r. do listopada 2008 r. kupiliśmy 3 mld litrów rozmaitych alkoholi, na co wydaliśmy 25 mld zł. Najchętniej sięgaliśmy po piwo, które w 88 proc. nakręca sprzedaż rynku alkoholowego w ujęciu ilościowym i 51,4 proc. pod względem wartości. Tyle że jego udziały spadają. Rosną natomiast wódki. 38,6 proc. wydatków alkoholowych przeznaczyliśmy właśnie na mocne trunki. Whisky, brandy i wina wciąż pozostają trunkami dla koneserów.

Flagowym produktem szczecińskiego Polmosu jest starka — okowita, czyli wódka produkowana na bazie nierektyfikowanego destylatu. Zakład wytwarza też whisky Chamberlain’s i wódkę o bardziej swojskiej nazwie — Szambelan. W 2008 r. Polmos miał 17 mln zł przychodu i 5 mln zł straty.

Co mają wspólnego Lehman Brothers i rosyjska wódka? Słynny inwestycyjny bank, od którego głośnego upadku jesienią ubiegłego roku datuje się początek kryzysu gospodarczego, latem 2008 r. dostał zlecenie na znalezienie kupca na rosyjską markę wódki Stolicznaja. To jedna z najlepiej sprzedających się wódek na świecie. Lepiej rozchodzi się tylko Smirnoff i Absolut. Faktem bezspornym jest jednak obecność w ścisłej czołówce wyrobów rodzimego przemysłu. Na liście sław są: Sobieski, Żubrówka, Wyborowa i Żołądkowa Gorzka. Oprócz ogrodowych krasnali krajowe spirytualia należą do naszych najbardziej znanych produktów eksportowych.

5,87

mld zł

Tyle w ubiegłym roku fiskus zarobił za wódczanej akcyzie...

2,98

mld zł

...tyle do kasy resortu finansów dostarczyli piwosze...

0,45

mld zł

...a tyle miłośnicy wina.

Eugeniusz

Twaróg