Biura muszą się promować
Ledwie zdążyliśmy przyzwyczaić się do myśli, że posiadanie rachunku oszczędnościowo-rozliczeniowego w banku jest dzisiaj koniecznością, a tu nagle powoli zaczyna okazywać się, że już niedługo brak własnego rachunku inwestycyjnego będzie traktowany jako błąd. Ledwie przekonano nas, że lokata bankowa zapewni bezpieczny, lecz nie zawsze spory, zarobek — gdy dowiadujemy się, że przy pewnej dozie ryzyka poprzez znajomego maklera można zarobić znacznie więcej.
NAWET sami bankowcy, którym przecież powinno zależeć, aby jak najwięcej środków zdeponowali u nich drobni ciułacze, potwierdzają tę regułę. Problem polega jednak na tym, że — w przeciwieństwie do banków — biura i domy maklerskie siedzą cicho. Ich promocja praktycznie nie istnieje.
DROBNY ciułacz, który nigdy nie dysponował setkami tysięcy, czy milionami złotych kapitału, raczej boi się przynieść swoje oszczędności do biura maklerskiego. I nie z powodu braku zaufania, ale przede wszystkim dlatego, że edukacja na temat rynku kapitałowego, sposobów inwestowania własnych pieniędzy, oraz ponoszonego ryzyka — delikatnie mówiąc — pozostawia wiele do życzenia. Drobny ciułacz wie z plakatów i gazet, że jest lokata w banku, i że przyniesie ona dochód. O biurze wie tylko to, że jest.
DLATEGO w naszym rankingu zwyciężyły te domy i biura maklerskie, które nie tylko posiadają konkurencyjną na rynku ofertę, ale przede wszystkim te, które potrafią ją zaprezentować.
Dla klienta, który nie orientuje się jeszcze w zawiłościach rynku, ważny jest pierwszy kontakt z maklerem. Biura maklerskie nie podlegają tym samym prawom, co banki — w których niekiedy (wbrew logice) najwięcej klientów jest tam, gdzie rzadko można spotkać przyjaźnie nastawionych pracowników.
Z DRUGIEJ STRONY, biura nadal mają szansę nie zrobić błędu kilku małych banków, nastawionych na możliwie bogatych klientów. W prezentowanym dziś rankingu, w najbardziej subiektywnej kategorii dotyczącej jakości i profesjonalizmu obsługi, mniejsze biura zdecydowanie zdystansowały duże, sieciowe, które posiadają największy udział w obrotach giełdy. Dla tych ostatnich bowiem najważniejsi są duzi, bogaci klienci.
JEDNAK bez koniecznej promocji i edukacji niewielu ciułaczy zdecyduje się podjąć ryzyko inwestowania, o którym wie tylko tyle, że istnieje. Nakłady na ten cel mogą być spore. Być może niewiele biur na to stać. Ale są niezbędne.
W końcu dziesięć lat temu „komercyjna dziewiątka” banków też zaczynała od zera, czyli od edukacji przyszłych klientów.