Blirt wchodził na NewConnect w 2011 r. z myślą „przyszłość należy do biotechnologii”. Dopiero gdy biologia molekularna (badania genetyczne) zyskała na znaczeniu w diagnostyce, a w dodatku pojawiła się potrzeba testowania milionów osób na obecność koronawirusa, producent enzymów zaczął liczyć zyski.

Zgodnie z szacunkowymi wynikami spółka osiągnęła w III kw. 14,8 mln zł przychodów ze sprzedaży wobec 2,75 mln zł rok wcześniej. Po trzech kwartałach sprzedaż wzrosła niemal czteroipółkrotnie — z 7,53 mln do 33,25 mln zł. Produkowane przez Blirt enzymy są wykorzystywane m.in. w produkcji testów diagnostycznych.
— Nie dostaliśmy gwiazdki z nieba. Zainwestowaliśmy mnóstwo czasu i pieniędzy, by być gotowi na tę sytuację. Pandemię postrzegamy jako katalizator zmian rynkowych, których oczekiwaliśmy i na których budowaliśmy strategię — komentuje Marian Popinigis, prezes Blirtu.
Kurs eksplodował. Na początku roku nie przekraczał 2 zł, a w marcu doszedł do 13 zł. Dziś notowania oscylują w granicach 30 zł.
— Robimy swoje, nie koncentrujemy się na obserwowaniu kursu. Jest on pochodną wielu czynników, w tym zmiany podejścia do spółek biotechnologicznych w związku z pandemią — mówi Tomasz Wrzesiński, wiceprezes Blirtu.
Lata przygotowań
Podkreśla, że zainteresowanie spółką to efekt wieloletniej pracy i szybkiej odpowiedzi na obecne potrzeby globalnego rynku diagnostyki. Przykładowo: nad dopracowaniem proteinazy K, jednego z wiodących produktów, firma pracowała kilka lat. Krzysztof Kur, drugi z wiceprezesów, podkreśla, że przełomowy okazał się rok 2016. Zarząd ustalił wówczas, że wytwarzanie enzymów będzie fundamentem biznesu. Zdecydowano też o ekspansji na zagraniczne rynki.
— Dobrze rozwijaliśmy się w kraju, ale wiedzieliśmy, że szybko natrafimy na szklany sufit. Pukaliśmy do wielu drzwi i to się opłaciło. Gdy nasi partnerzy zaczęli potrzebować dużych ilości enzymów do produkcji testów, byliśmy gotowi — wyjaśnia Marian Popinigis.
Wieloletnie relacje umożliwiły firmie pozyskanie w lutym od angielskiej spółki testów na koronawirusa. Blirt otrzymał wówczas rządowe zamówienie, a opozycja zarzucała rządzącym, że bez przetargu wybrali firmę, której jednym z udziałowców (1,53 proc. akcji) i członków rady nadzorczej jest doradca starającego się o reelekcję prezydenta Andrzeja Dudy. Spółka wydała oświadczenie, w którym wytłumaczyła, skąd ma testy, i odrzuciła sugestie dotyczące politycznego podłoża transakcji.
— Ostatnio obserwujemy zwiększone zainteresowanie testami umożliwiającymi diagnostykę różnicującą SARS-CoV-2, grypę i RSV. Również takie zestawy diagnostyczne mamy w ofercie — informuje Tomasz Wrzesiński.
Wyścig z popytem
Blirt wypracował w pierwszym półroczu 6,2 mln zł zysku netto (wobec 4 tys. zł w analogicznym okresie roku ubiegłego i 0,5 mln zł w całym 2019). Część zarobionych pieniędzy zainwestował — zatrudnienie wzrosło o około 20 proc. r/r, zwiększała się także produkcja.
— W biotechnologii to duże wyzwanie, ponieważ nie wystarczy dostawić kolejnych maszyn. Wytwarzanie enzymów z udziałem żywych organizmów i zwiększanie ich populacji nie zawsze daje te same efekty. Skalowanie produkcji musi być więc czasami wydłużone w czasie, by uzyskać wysokiej jakości, standaryzowany produkt. Stale pracujemy nad dalszą poprawą efektywności, tak by z tej samej partii materiału pozyskać więcej produktu — tłumaczy Tomasz Wrzesiński.
Blirt zwiększył produkcję sześciokrotnie, a to wciąż mniej, niż potrzebuje rynek. Zdaniem zarządu zaspokojenie popytu wymagałoby wzrostu nawet dziesięciokrotnego.
— Eksperci są zgodni, że produkcja elementów diagnostyki bazującej na biologii molekularnej nie wróci do poziomu sprzed pandemii. Mówią o utrzymaniu w kolejnych latach zapotrzebowania rzędu przynajmniej 40 proc. obecnych rekordów — mówi Tomasz Wrzesiński.
Spółka nadal planuje zwiększać produkcję. W tym celu zabiega o dodatkową przestrzeń w Gdańskim Parku Naukowo- -Technologicznym.
Nowe pomysły
Blirt ma też pomysł na rozwój niezwiązany z pandemią i diagnostyką. Obserwuje prace firm farmaceutycznych nad nowymi terapiami genowymi, umożliwiającymi leczenie chorób genetycznych.
— Mamy już gotowy produkt umożliwiający znaczne udoskonalenie procesu produkcji i czekamy na opracowanie odpowiedniej technologii przez drugą stronę. Nie tylko u nas siły i środki zostały jednak przerzucone na front walki z koronawirusem. Gdy świat się z nim upora, wstrzymane prace przyspieszą — mówi Krzysztof Kur.