Budowa dróg pod górkę

Dorota Gąsowska
opublikowano: 2006-07-24 00:00

Polska ma problem z wydaniem środków w niektórych obszarach. A w ciągu najbliższych 7 lat otrzyma 60 mld EUR. To szansa czy wyzwanie?

Do końca czerwca beneficjenci złożyli wnioski o dofinansowanie wartości 64,1 mld zł. Do tej pory podpisano umowy wartości 19,6 mld zł (73,7 proc. dostępnych środków) i wypłacono 2,98 mld zł (16,3 proc. dostępnych funduszy).

Oczekiwanie

Najsprawniej wypłata pieniędzy przebiega w ramach Programu Operacyjnego (PO) Rybołówstwo i Sektorowego PO Rozwój Zasobów Ludzkich. Z funduszy, które przez PO Transport otrzymaliśmy na budowę dróg, wykorzystaliśmy dotąd 0,68 proc. Komisja Europejska (KE) przestrzega przez utratą tych pieniędzy.

— Sytuacja nie jest taka, jak byśmy oczekiwali. Jesteśmy zaniepokojeni wydatkowaniem funduszy unijnych w obszarze wspierania konkurencyjności przedsiębiorstw oraz transportu. W tym ostatnim poziom zakontraktowania jest tak niski, że Polsce grozi utrata środków. Wiemy przecież, że kraju na to nie stać. Potrzebne są ogromne zmiany w realizacji programów w następnych latach. Niezbędne jest partnerstwo między rządem, samorządami, społeczeństwami lokalnymi i przedsiębiorcami — mówi Luis Riera Figueras, dyrektor dyrekcji generalnej ds. polityki regionalnej w KE.

Zdaniem Grażyny Gęsickiej, minister rozwoju regionalnego, finansowaniu dużych inwestycji drogowych z pieniędzy unijnych nie sprzyja prawo. Obecnie środki na realizację tych inwestycji pochodzą z kilku źródeł, co znacznie wydłuża cały proces. System byłby znacznie prostszy, gdyby drogi budowała Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, wystawiała jedną fakturę i wysyłała wniosek o płatność do KE.

Minister transportu zaś zapewnia, że obecnie w jego resorcie na weryfikację czekają wnioski o płatność na kwotę 30 mln EUR. A w ciągu najbliższych 3 miesięcy zostaną uruchomione projekty, dzięki którym pula ta zwiększy się o kolejne 90 mln EUR.

Szybciej panowie

Resort rozwoju regionalnego szuka przyczyn opóźnień w procesie refundacji. Według ministerstwa, przy weryfikacji wniosków pracuje zbyt mała liczba osób, które muszą przebrnąć przez stosy niezbędnych dokumentów. Winni są też sami beneficjenci, którzy zbyt późno składają wnioski o płatność, często z błędami.

— Ponadto beneficjenci składają wnioski o mniejsze dofinansowanie, niż mogliby. Dzieje się tak np. gdy mają własne środki i wolą najpierw zrealizować projekt, a później ubiegać się o zwrot. Obecnie proces wypłaty dotacji trwa około 3 miesięcy. Możemy go skrócić, jeśli beneficjenci szybciej będą realizować projekty i szybciej składać wnioski o płatność — zapewnia Jerzy Kwieciński, wiceminister rozwoju regionalnego.

Zdarza się też, że ci, którym środki zostały przyznane, rezygnują z nich. Na przykład w programach Phare blisko 20 proc. zakontraktowanych środków nie było wykorzystywanych przez beneficjentów. By uniknąć utraty pieniędzy, ministerstwo planuje, że w następnym okresie programowania podpisane zostaną umowy przekraczające wartość funduszy.

— Oczywiście istnieje ryzyko, że beneficjenci wykorzystają całą pulę i wtedy to budżet państwa będzie musiał zapłacić zakontraktowaną nadwyżkę. Ale i tak chcemy wprowadzić ten system, który zresztą stosują niektóre kraje członkowskie — zapowiada Grażyna Gęsicka.