Budowlańcy idą na wojnę z… wojną

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2015-09-16 22:00

Nawet 90 proc. polskich firm budowlanych wykrwawia się, walcząc na ceny. Postanowiły wspólnie poszukać ratunku

Budowlańcy mają dość wojny cenowej. Na początku października spotkają się, by porozmawiać o skutkach wyniszczającej rywalizacji i możliwościach jej zakończenia. W spotkaniu wezmą także udział przedstawiciele firmy doradczej Simon- Kucher & Partners, która zbadała światowe firmy z różnych branż pod kątem uczestnictwa w wojnie cenowej.

— 58 proc. respondentów przyznało, że obecnie jest zaangażowanych w wojnę cenową. W polskim sektorze budowlanym wskaźnik jest jeszcze wyższy, może sięgać nawet 80-90 proc. — szacuje Artur Staniec, dyrektor w Simon-Kucher & Partners.

To oni zaczęli

Jedynie 5,5 proc. badanych firm przyznaje, że same wywołały bratobójczą rywalizację. Tyle samo twierdzi, że rozpętało wojnę… przypadkiem. Aż 89 proc. respondentów zrzuca odpowiedzialność na konkurentów. To nie ułatwia zaprowadzenia pokoju na rynku. Do grona panelistów zaproszony został m.in. Dariusz Blocher, prezes Budimeksu, który od miesięcy piętnuje niskie oferty cenowe w przetargach na obiekty budowlane. Wśród inicjatorów spotkania jest Keller Polska, z międzynarodowej grupy Keller notowanej na brytyjskiej giełdzie, zajmujący się usługami geotechnicznymi dla budowlanki.

— Coraz częściej w zamówieniach publicznych i prywatnych spotykamy się z presją wykonawców próbujących obniżać koszty. Zdarza się, że proponowane w ofertach ceny nie pokrywają kosztów materiałów, zatrudnienia pracowników itp. Efektem jest nieprzestrzeganie norm BHP, oszczędzanie na materiałach, co z kolei kończy się pogorszeniem jakości wykonywanych prac, a w skrajnym przypadku może nawet spowodować problemy techniczne zagrażające bezpiecznemu użytkowaniu. Chcemy rozpocząć dyskusję, by przedsiębiorcy zaczęli uwzględniać w ofertach rzeczywiste koszty realizacji i przynajmniej minimalną marżę, by dbali o zaplecze socjalne i nie przerzucali własnych problemów i ryzyka na podwykonawców i dostawców — mówi Tomasz Michalski, dyrektor regionu Europy Północno-Wschodniej w grupie Keller, kierujący Keller Polska. W październikowym spotkaniu będą uczestniczyć nie tylko wykonawcy, ale także dostawcy materiałów budowlanych, równie mocno odczuwający efekty cenowej rywalizacji wykonawców.

— Firmy, z którymi współpracujemy, działają w różnych segmentach rynku budowlanego, współpracują z inwestorami prywatnymi i publicznymi. Mają jednak wspólny mianownik — wszystkie ponoszą finansowe konsekwencje wojny cenowej i próbują się jej przeciwstawić. Da się — twierdzi Richard Zinoecker, partner zarządzający w Simon-Kucher & Partners.

Jego zdaniem, powinna powstać silna grupa dużych i małych firm, które powiedzą stop wojnie cenowej i rozpoczną akcję uświadamiania inwestorom, że liczy się nie tylko cena, ale też jakość, koszty eksploatacjiitp. Jeśli tak się stanie, konkurenci mogą pójść ich śladem i bratobójczą rywalizację uda się wreszcie zakończyć.

Psuje się od inwestora

O tym, że wojna cenowa daje się we znaki firmom budowlanym, świadczy fakt, że październikowe spotkanie to niejedyna inicjatywa zmierzająca do jej zakończenia. Akcję walki z kontraktami za najniższą cenę rozpoczyna właśnie Polski Związek Pracodawców Budownictwa (PZPB). Jak Styliński, prezes organizacji, oraz Rafał Bałdys, jej wiceprezes, przeprowadzili analizę rynku. Wnioski? Presja cenowa inwestorów na wykonawców zawsze przekłada się na podwykonawców i dostawców.

— Powszechne jest przekonanie, że głównym motywem zawierania restrykcyjnych umów z podwykonawcami jest pazerność generalnych wykonawców czy chęć pozbycia się konkurencji. Zapomina się o tym, że generalni wykonawcy do umów z kontrahentami transferują ryzyko, jakie nakładają na nich w umowach inwestorzy. Oczekiwanie, że wykonawcy będą traktować podwykonawców etycznie, kierując się odpowiedzialnością społeczną, byłoby naiwne, skoro wobec nich inwestorzy tak nie postępują — podkreśla Rafał Bałdys.

Obecnie w przetargach publicznych, na przykład drogowych, 80-90 proc. punktacji można otrzymać za cenę, a resztę za termin wykonania i okres gwarancji. Wykonawcy, przymykając oko na ryzyko, zawsze proponują najkrótszy oczekiwany przez zamawiającego czas budowy i najdłuższy okres gwarancji. Wygrywa więc ten, kto zażąda najmniej pieniędzy. Zdaniem ekspertów z PZPB, zrealizowanie inwestycji tanio, szybko i przy zachowaniu wysokiej jakości rzadko jednak się udaje.

Nie zabić ducha konkurencji

PZPB proponuje nowe zasady punktowania ofert (patrz ramka). Projekt konsultuje właśnie z przedsiębiorcami oraz organizacjami biznesowymi i społecznymi. Rynkowi eksperci są sceptyczni.z PZPB, zrealizowanie inwestycji tanio, Rynkowi eksperci są sceptyczni.

— Nie da się zakończyć wojny cenowej, administracyjnie narzucając firmom zasady konstruowania ofert. Rynek to przecież właśnie cenowa konkurencja. Ważne, żeby była zdrowa i racjonalna, by przedsiębiorcy nie porywali się z motyką na słońce. Dotychczasowe problemy w branży to efekt tego, że firmy, nie mając doświadczenia, na przykład w budownictwie drogowym,

składały oferty na kontrakty warte miliardy, bez szans na ich wykonanie. Są jednak na rynku doświadczone firmy realizujące kontrakty taniej niż konkurencja — mówi Maciej Grelowski, przewodniczący rady głównej BCC. Jako przykład podaje czeski Metrostaw, który zmodernizował stołeczny most Grota-Roweckiego.

Punkty za solidność

PZPB proponuje, by tylko 60 punktów na 100, jakie może zdobyć oferent w przetargu, było przyznawane za cenę. Reszta ma motywować wykonawców do rozwoju innowacyjnych projektów i prospołecznych zachowań, dzięki którym nie będą wykorzystywać podwykonawców i pracowników. 10 punktów mieliby otrzymywać wykonawcy, którzy w ofercie zadeklarują stosowanie uzgodnionej, wzorcowej umowy z podwykonawcami, dzięki czemu nie będą naruszać ich interesów. Kto się na to nie zdecyduje, nie uzyska cennych punktów, a kto nie wywiąże się z umowy, dostanie karę od inwestora. Kolejne 10 punktów wykonawcy mogliby zdobyć za stosowanie tzw. stawek minimalnych. „W treści SIWZ zamawiający określa typy robót, dla których powinny obowiązywać minimalne stawki dla osób je wykonujących, wraz z określeniem ich wysokości. (…) Wykonawca, składając ofertę, może zadeklarować, że będzie posługiwał się taką tabelą przy realizacji robót, choć nie jest to obligatoryjne. Tak samo jak w przypadku wcześniejszego kryterium działają tutaj mechanizmy motywacyjne, które sprawią, że wykonawcom będzie zależało na stosowaniu takich tabel, bowiem daje to większą szansę pozyskania zamówienia” — napisali w analizie Jan Styliński i Rafał Bałdys. — Kiedy prezentowaliśmy ten projekt naszym członkom, czyli firmom budowlanym, wiele zwróciło uwagę na punkt dotyczący stawek, podkreślając, że chętnie będą stosować takie rozwiązanie. W ten sposób ograniczymy zakres umów śmieciowych i wykorzystywanie pracowników jako taniej siły roboczej — mówi wiceprezes PZPB. Punktowane miałyby być również stosowanie przez firmy standardów bezpieczeństwa na budowach oraz standardów projektowania, optymalizacji inwestycji, stosowania nowoczesnych technologii (m.in. BIM, czyli narzędzi informatycznych wykorzystywanych na świecie do projektowania i planowania procesu realizacji, by był możliwie najbardziej efektywny). „Kryterium to dotyczy głównie zamówień, które zakładają wykonanie prac projektowych na etapie realizacji lub w całości dla zamówień typu zaprojektuj i wybuduj. (…) Rozszerzeniem tego kryterium powinno być również zahamowanie zjawiska „drenażu firm projektowych”. Wykonawca powinien uzyskać dodatkową liczbę punktów, jeżeli do realizacji zamówienia zatrudnione zostanie biuro projektowe, które faktycznie wspierało go przy konstruowaniu ceny oferty, o ile wykonawca z takiej zewnętrznej usługi korzystał. Powszechną praktyką jest zmiana projektanta na „tańszego” już po wygraniu przetargu — wskazują szefowie PZPB.

Punkty za solidność

PZPB proponuje, by tylko 60 punktów na 100, jakie może zdobyć oferent w przetargu, było przyznawane za cenę. Reszta ma motywować wykonawców do rozwoju innowacyjnych projektów i prospołecznych zachowań, dzięki którym nie będą wykorzystywać podwykonawców i pracowników. 10 punktów mieliby otrzymywać wykonawcy, którzy w ofercie zadeklarują stosowanie uzgodnionej, wzorcowej umowy z podwykonawcami, dzięki czemu nie będą naruszać ich interesów. Kto się na to nie zdecyduje, nie uzyska cennych punktów, a kto nie wywiąże się z umowy, dostanie karę od inwestora. Kolejne 10 punktów wykonawcy mogliby zdobyć za stosowanie tzw. stawek minimalnych. „W treści SIWZ zamawiający określa typy robót, dla których powinny obowiązywać minimalne stawki dla osób je wykonujących, wraz z określeniem ich wysokości. (…) Wykonawca, składając ofertę, może zadeklarować, że będzie posługiwał się taką tabelą przy realizacji robót, choć nie jest to obligatoryjne. Tak samo jak w przypadku wcześniejszego kryterium działają tutaj mechanizmy motywacyjne, które sprawią, że wykonawcom będzie zależało na stosowaniu takich tabel, bowiem daje to większą szansę pozyskania zamówienia” — napisali w analizie Jan Styliński i Rafał Bałdys. — Kiedy prezentowaliśmy ten projekt naszym członkom, czyli firmom budowlanym, wiele zwróciło uwagę na punkt dotyczący stawek, podkreślając, że chętnie będą stosować takie rozwiązanie. W ten sposób ograniczymy zakres umów śmieciowych i wykorzystywanie pracowników jako taniej siły roboczej — mówi wiceprezes PZPB. Punktowane miałyby być również stosowanie przez firmy standardów bezpieczeństwa na budowach oraz standardów projektowania, optymalizacji inwestycji, stosowania nowoczesnych technologii (m.in. BIM, czyli narzędzi informatycznych wykorzystywanych na świecie do projektowania i planowania procesu realizacji, by był możliwie najbardziej efektywny). „Kryterium to dotyczy głównie zamówień, które zakładają wykonanie prac projektowych na etapie realizacji lub w całości dla zamówień typu zaprojektuj i wybuduj. (…) Rozszerzeniem tego kryterium powinno być również zahamowanie zjawiska „drenażu firm projektowych”. Wykonawca powinien uzyskać dodatkową liczbę punktów, jeżeli do realizacji zamówienia zatrudnione zostanie biuro projektowe, które faktycznie wspierało go przy konstruowaniu ceny oferty, o ile wykonawca z takiej zewnętrznej usługi korzystał. Powszechną praktyką jest zmiana projektanta na „tańszego” już po wygraniu przetargu — wskazują szefowie PZPB.

384 tys. osób Takie jest przeciętne zatrudnienie w budownictwie — wynika z danych GUS.