Budowlańcy mają dość czekania na inwestycje

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2024-09-15 20:00

W tym roku firmy budowlane mogą pobić niechlubny rekord liczby bankructw. Mocno spadnie też branżowa produkcja. Mimo to na budowach brakuje i będzie brakowało rąk do pracy.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • ile firm budowlanych może zbankrutować w tym roku
  • o ile może spaść produkcja budowlano-montażowa
  • co trzeba zrobić, by złagodzić problemy budowlanki
  • dlaczego mimo zastoju na budowach w branży brakuje pracowników
  • ilu osób brakuje
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Brak przetargów i konkretnych planów strategicznych rządu coraz mocniej doskwiera branży budowlanej.

— W segmencie drogowym panuje stagnacja. Podpisywane są kontrakty z przetargów ogłoszonych już dawno temu, nowych jest niewiele. Postępowania kolejowe dopiero powoli ruszają, ale minie wiele miesięcy, zanim wejdą w fazę realizacji — mówi Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa (PZPB).

Wykonawcy mają dość czekania na inwestycje.

— Przestój w przetargach i spadająca podaż zamówień obniżają płynność wykonawców, dlatego coraz więcej firm budowlanych ogłasza upadłość. W ubiegłym roku zbankrutowało 600 firm, co było wówczas rekordem, ale w tym roku zakładamy, że zagrożonych upadłością może być nawet 1 tys. — szacuje Jan Styliński.

Przypomina też, że od 2013 r. rosła produkcja budowlano-montażowa, a w tym roku prognozuje spadek w przedziale 5-10 proc.

Dodaje, że z rządu płynie sporo sprzecznych sygnałów dotyczących planowanych inwestycji. Jedni ministrowie cieszą się np., że budżet nie będzie finansował programu mieszkaniowego Kredyt na start, inni zapewniają, że będą na niego pieniądze. Wciąż nie wiadomo także, jaki będzie zakres i harmonogram budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK), czyli lotniska i kolei dużych prędkości (KDP). Przez wiele miesięcy rządzący politycy negatywnie wypowiadali się o tym projekcie, sugerując skasowanie wielu inwestycji. Ostatecznie zapowiedzieli jednak realizację inwestycji w okrojonej formie, czyli budowę hubu w Baranowie do 2032 r. oraz sieci kolejowej Y do 2035 r., która ma połączyć Warszawę z lotniskiem, Łodzią, Poznaniem i Wrocławiem. Niedawno natomiast spółka CPK poinformowała, że Maciej Lasek, pełnomocnik rządu ds. CPK, zatwierdził tzw. wariant inwestorski, czyli jeden z etapów przygotowań do budowy linii kolejowej z Ostrołęki przez Łomżę i Pisz do Giżycka (do tej pory był to jeden z projektów odłożonych do zamrażarki).

Jan Styliński podkreśla, że firmy budowlane muszą zacząć przygotowania do budowy lotniska i KDP, więc chcą wiedzieć, czy nastawiać się tylko na inwestycje w lotnisko i sieć Y, czy też zakres i horyzont czasowy robót będzie szerszy. Dotyczy to także innych projektów publicznych, tym bardziej że wykonawcy często nawet dwa lata czekają na dostawę specjalistycznych maszyn budowlanych, więc plan inwestycji muszą znać wcześniej, by zdążyć z zamówieniami.

Kopalnia kadr w kopalniach

Wyzwaniem będzie także pozyskanie pracowników.

— Mimo zastoju w branży budowlanej płace rosną znacznie szybciej niż w innych sektorach gospodarki, co świadczy o tym, że brakuje rąk do pracy — podkreśla Jan Styliński.

Skutkiem upadłości i wybuchu wojny w Ukrainie, która skłoniła wielu Ukraińców do powrotu do kraju, jest spadek zatrudnienia w budowlance nawet o 300 tys. osób. Jan Styliński zakłada, że częściowo lukę kadrową będzie można wypełnić, przejmując fachowców z innych sektorów gospodarki.

— Budimex np. podpisał niedawno list intencyjny z PKP Cargo dotyczący przejęcia części pracowników — elektryków, monterów itp. zwalnianych ze spółki. Firmy budowlane mogą przejmować także pracowników, którzy zechcą się przekwalifikować i przejść z innych firm. Kopalnią kadr może być np. górnictwo, gdzie w wyniku dekarbonizacji będzie ograniczane wydobycie — dodaje Jan Styliński.

Dariusz Blocher, prezes grupy Unibep, apeluje także o opracowanie przez rząd polityki migracji zarobkowej, która umożliwiłaby znalezienie pracowników za granicą, np. w Indiach czy Pakistanie. Inne zdanie w tej kwestii ma Jan Styliński. Jego zdaniem firmy spoza Unii Europejskiej nie zapewnią na budowach pracowników czy sprzętu, więc jeśli inwestorzy publiczni chcą wykonać inwestycje, muszą oprzeć się głównie na zasobach kadrowych i sprzętowych wykonawców z Polski i innych państw unijnych. Przyznaje wprawdzie, że Koreańczycy sprowadzili do Polski ludzi i maszyny, ale głównie na potrzeby realizacji kontraktów przemysłowych. Nie spodziewa się natomiast koreańskich, tureckich czy kazachskich miasteczek pracowniczych na budowach np. infrastruktury transportowej.

Budować będziemy wolniej

Zdaniem szefa PZPB za dwa-trzy lata nastąpi kumulacja kontraktów, więc braki kadrowe będą coraz bardziej dotkliwe. Rząd powinien więc w dialogu z branżą określić realny harmonogram realizacji kontraktów.

— Ze względu m.in. na niedobór pracowników wykonawcy nie będą w stanie realizować kontraktów w takim tempie jak dotychczas. W przetargach, w których termin zakończenia jest nierealny, rzetelni wykonawcy będą doliczać do ceny ofert wysokość kary za jego niedotrzymanie. W efekcie mogą wygrać firmy, które takiej kary nie doliczą, co grozi ryzykiem niewykonania kontraktu w terminie i ich zejściem z placu budowy — przestrzega Jan Styliński.

Rozwiązaniem chroniącym przed wpuszczaniem na budowy nierzetelnych firm miała być certyfikacja. Politycy zaproponowali nawet odpowiednie przepisy, ale zdaniem szefa PZPB one też nie wyeliminują ich z rynku.

— Certyfikacja będzie skuteczna, jeśli będzie obligatoryjna dla wszystkich firm. Tymczasem ustawodawca proponuje, by jeśli czują się na siłach, wykonawcy poddali się badaniu i przeszli ten proces, a jeśli nie, mogą startować w przetargach tak jak do tej pory. Wówczas ich potencjał i wiarygodność będą sprawdzać — jak dotychczas — zamawiający. Problem w tym, że zamawiający w praktyce nie mają narzędzi do zweryfikowania potencjału i doświadczenia firm realizujących kontrakty w Turcji, Kazachstanie, Chinach czy państwach Afryki. Zależy nam na tym, by w procesach przetargowych były brane pod uwagę zasoby oraz udział podmiotów w rozwoju lokalnej gospodarki. Jesteśmy stąd, nasze firmy tutaj działają i płacą podatki — chcemy, by ten wkład został zauważony — mówi Jan Styliński.

Okiem wykonawcy
Anna Karyś-Sosińska
członek zarządu Budimeksu

Barierami prowadzenia biznesu przez firmy budowlane są ‎niedobór pracowników oraz koszty zatrudnienia.‎ W Budimeksie nie odczuwamy dziś bardzo dużych trudności w obszarze ‎zatrudnienia, ale w branży deficyt rąk do pracy, szczególnie w przypadku stanowisk ‎inżynieryjnych, jest faktem.‎ Na rynku pracy w budownictwie brakuje co najmniej 60 tys. osób, czyli ok. 4 proc. obecnie zatrudnionych w sektorze.  W tym roku mamy do czynienia ze spadkiem produkcji budowlanej, a tym samym trochę większą dostępnością podwykonawców i pracowników na budowach. Wciąż są jednak braki kadrowe w budownictwie kolejowym czy energetycznym, w tym nuklearnym. Wkładamy dużo wysiłku w to, by zachęcać młode pokolenia do ‎pracy w budownictwie. Współpracujemy już z ponad 40 szkołami, ‎organizujemy programy praktyk i wspieramy inicjatywy edukacyjne w ‎obszarze technicznym i inżynieryjnym. ‎Budownictwo nie ma dziś najlepszego wizerunku wśród młodych osób ‎wybierających ścieżkę zawodową. Jako lider rynku czujemy się ‎zobowiązani, by to zmienić.‎ Zawody górnicze są przydatne w sektorze budowlanym, np. w budownictwie tunelowym, które w Polsce dynamicznie się rozwija.