Na piątek w Sejmie zaplanowano szereg głosowań, w tym najważniejsze — nad projektem budżetu państwa na 2017 r. Nieoczekiwanie blok głosowań zamienił się w polityczną awanturę po tym, jak marszałek Sejmu Marek Kuchciński wykluczył z obrad Michała Szczerbę, posła PO. W proteście opozycja zablokowała salę plenarną. Partia rządząca nie zamierzała jednak rezygnować z kolejnych głosowań i po kilku godzinach postanowiła kontynuować obrady, ale nie w przeznaczonym do tego celu pomieszczeniu, tylko w Sali Kolumnowej, która służy zazwyczaj posiedzeniom sejmowych komisji. W głosowaniach wzięli udział głównie posłowie PiS, media nie mogły śledzić ich przebiegu i od tego momentu zaczynają się wątpliwości.

— Nie wiemy czy na sali było kworum. Jeżeli marszałek stwierdził, że zostaje wprowadzona ustawa budżetowa, to powinien przeprowadzić głosowania imienne — mówił w rozmowie z TVN24 konstytucjonalista Ryszard Balicki. Jego zdaniem samo przeniesienie posiedzenia Sejmu w inne miejsce nie jest problemem, ale tym razem sala do tego wyznaczona nie była odpowiednio przygotowana do głosowań.
Niepotrzebny pośpiech
Rządzący nie musieli się w piątek spieszyć z uchwaleniem planu dochodów i wydatków państwa, czasu na to jest jeszcze bardzo dużo. — Budżet nie musiał być głosowany w takich warunkach. Sejm był daleki od złamania konstytucyjnych terminów. Można było przerwać posiedzenie albo je zakończyć i zwołać nowe, przeprowadzić głosowanie zgodnie z dobrym obyczajem i uniknąć wątpliwości. Wybrano inny wariant, który może mieć nieprzewidywalne konsekwencje — uważa Mirosław Gronicki, były minister finansów. Zgodnie z przepisami ustawa musi zostać przedłożona do podpisu prezydentowi nie później niż cztery miesiące od złożenia w Sejmie. Ten termin mija dopiero pod koniec stycznia. Opozycja chce, żeby głosowanie nad budżetem — tym razem na sali plenarnej i w normalnych warunkach — odbyło się we wtorek. To pozwoliłoby zająć się dokumentem senatorom jeszcze w tym tygodniu, czyli zgodnie z planem. Dla opozycji działanie Marka Kuchcińskiego jest złamaniem prawa. Nowoczesna złożyła w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Konstytucjonaliści uważają, że podpis marszałka pod uchwałą o przyjęciu ustawy powoduje, że proces legislacyjny idzie normalnym torem. — Trybunał Konstytucyjny będzie mógł się zająć budżetem dopiero po uchwaleniu przez Sejm i Senat i przekazaniu do prezydenta albo już po wejściu w życie. Pod warunkiem, że podmioty uprawnione wystąpią z wnioskiem o zbadanie zgodności ustawy z konstytucją — wyjaśnia Ryszard Balicki. Kancelaria Sejmu i marszałek zarzuty opozycji i ekspertów odrzucają, twierdząc, że piątkowe głosowania odbyły się zgodnie z regulaminem.
Paraliżu nie będzie
Co oznaczałoby dla Ministerstwa Finansów unieważnienie głosowania nad budżetem? Zdaniem byłego szefa resortu, urzędnicy fiskusa i dysponenci budżetowi działaliby na podstawie projektu. — Na poziomie bieżącego zarządzania nie powinno być żadnych problemów. To byłaby mniej więcej taka sama sytuacja, jaka byłaby, gdyby budżet uchwalono w trakcie roku, np. w lutym — wyjaśnia Mirosław Gronicki w rozmowie z „DGP” i zwraca uwagę, że wszystkich powinny wówczas
obowiązywać limity wydatków, które wpisano w projekt ustawy. Jego zdaniem większym problemem byłoby gdyby okazało się, że fiskus musi pracować na mocy projektu przez cały rok budżetowy. To byłby precedens. — Dziś mamy formalnie przyjęty budżet. Choć w przyszłości sposób, w jaki go uchwalono, może wywołać prawny chaos — podkreśla Mirosław Gronicki.
Rekordowy deficyt
Budżet na 2017 r. to pierwszy w pełni autorski plan PiS. Będzie miał rekordowy deficyt — sięgający 59,3 mld zł. Tak duża dziura w kasie państwa to jednak efekt nie tylko silnego wzrostu wydatków, ale też zmiany zasad finansowania Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS). Nowa ekipa chce skończyć z księgową fikcją i zamiast pożyczać pieniądze na wypłaty świadczeń, będzie finansowała FUS z dotacji. W przyszłorocznej kasie państwa założono, że dochody wyniosą 325,4 mld zł, a wydatki nie przekroczą 384,8 mld zł. Budżetowe rachunki oparto o 3,6 proc. wzrost PKB i 1,3 proc. inflację. Według prognoz fiskusa deficyt całego sektora finansów ma zmieścić się w unijnych limitach i wynieść 2,9 proc. PKB.