Lotniczy przewóz towarów przynosi miliardowe dochody. Korzystają z tego wielkie porty lotnicze. Na przykład Hongkong, Memphis, Dubaj, Frankfurt czy Paryż. W naszych portach to jednak śladowy fragment działalności lotniczej. Dlaczego? Zastanawiali się nad tym uczestnicy panelu podczas Europejskiego Kongresu Logistycznego Onecargo w Katowicach. W 2014 r. na świecie przewieziono samolotami ponad 50 mln ton ładunków, praca przewozowa wyniosła 194 mld tkm (tonokilometrów). W Polsce w ubiegłym roku fracht lotniczy to zaledwie 130 tys. ton. Co prawda wzrósł o 16 proc. w porównaniu z rokiem 2013, ale proporcja pokazuje dobitnie, że nie liczy się na świecie. Światowe porty lotnicze cargo przeładowują rocznie kilkadziesiąt razy więcej ładunków niż wszystkie polskie lotniska razem wzięte. Największe w Hongkongu czy Memphis przyjmują ponad 4 mln ton ładunku, a bliższy nam Frankfurt — 2,1 mln ton. Transport lotniczy jest drogi. Dlatego wykorzystuje się go w przewozie drogich towarów, tzw. wysoko przetworzonych, farmaceutyków lub łatwo się psujących, np. owoców. Książę pszczyński już w latach międzywojennych sprowadzał ananasy i inne egzotyczne owoce samolotem.
— Masowo cargo lotnicze to 2 proc. całego transportu, natomiast wartościowo jego udział wynosi aż 35 proc. Produkty wysokich technologii, np. elektronikę, opłaca się transportować samolotami — podkreśla Jarosław Jakubczak z Emirates SkyCargo. Na niekorzyść polskiego rynku działa bliskie sąsiedztwo Niemiec, gdzie przez kilkadziesiąt lat tworzono jak najlepsze warunki dla lotniczego cargo. Infrastruktura jest już zamortyzowana, a to oznacza korzystnewarunki i niższe stawki dla przewoźników. Na dodatek brakuje nam wielu połączeń.
— Zdajemy sobie sprawę, że trudno kusić firmy, jeśli nie ma się oferty bezpośrednich połączeń — przyznaje Artur Tomasik, prezes Górnośląskiego Towarzystwa Lotniczego (GTL). To się jednak pomału zmienia. Już wkrótce LOT uruchomi połączenie z Tokio. Pierwsze zaplanowano na 13 stycznia. — Będziemy także latać do innych miast w Azji, zapewne będą to Bangkok i Seul. Może to być impuls. Pamiętajmy jednak, że LOT to przewoźnik pasażerski, nie towarowy — akcentuje Mariusz Kuczek,
dyrektor departamentu cargo i poczty lotniczej PLL LOT. Jak przyznaje Jarosław Jakubczak, polska gospodarka nie ciąży ku lotniczemu cargo.
— Jesteśmy pierwszym przewoźnikiem, który przylatuje codziennie do Warszawy szerokadłubowym samolotem. Od grudnia będzie to Boeing 777. Jako przewoźnik nie musimy mieć na „złoto i bogato”, ale potrzebujemy odpowiedniego pasa i właściwej infrastruktury — dodaje.
Tymczasem tylko trzy polskie lotniska — w Warszawie, Katowicach i Rzeszowie — dysponują drogą długości ponad 3 km. Prezes GTL liczy na bardzo duży skok odprawionego frachtupo oddaniu do użytku nowego terminala cargo w drugiej połowie 2016 r.
— Działający u nas DHL pięciokrotnie zwiększy użytkowaną powierzchnię. Nie zrobi tego, by operować w pustych magazynach. Dlatego przewiduję, że w 2017 r. zyskamy już 30-40 tys. ton frachtu lotniczego rocznie — wyjaśnia Artur Tomasik.
Trudno liczyć, że w kilka lat pokonamy przepaść dzielącą nas do europejskich portów. Jednak warto inwestować, bo transport lotniczy to około 3,5 proc. światowego PKB i wiele miejsc pracy. Dlatego warto uszczknąć z tego tortu nawet jak najmniejszy kawałek. © Ⓟ