W wyniku kiepskich informacji z rynku pracy w USA dolar stracił na wartości wobec euro. W Polsce cena dolara spadła poniżej 3,8 zł. Do czasu rozstrzygnięcia konfliktu w Iraku amerykańska waluta będzie tracić.
Kurs dolara spadł wczoraj poniżej 3,81 zł — najniższego poziomu od pół roku. Jednak cena euro wzrosła ponad 4,02 zł. Ekonomiści twierdzą, że wartość polskiej waluty się nie zmienia. Natomiast na rynkach zagranicznych euro zyskuje, a dolar traci.
Rynki finansowe nie tolerują braku zdecydowania. Dlatego zamiast premiować najsilniejszą gospodarkę świata — Stany Zjednoczone — inwestorzy sprzedają dolary, zamieniając je na euro lub złoto.
Faktem jest, że mimo swojej relatywnej siły gospodarka USA ma problemy. Stąd najniższe w historii stopy procentowe czy plan obniżania podatków. Tymczasem gospodarka wysyła mieszane sygnały.
— Brakuje stabilności w obrazie sytuacji gospodarczej w USA. Przedsiębiorstwa amerykańskie nie wiedzą, czy już rozpocząć inwestycje i zatrudniać nowych pracowników, czy jeszcze nie. Analitycy amerykańscy są zdania, że gospodarka znalazła się w takim punkcie, z którego może ruszyć w dowolnym kierunku — mówi Marcin Mróz, ekonomista Societe Generale.
— Dane dotyczące gospodarki amerykańskiej są nadal niejednoznaczne, podobnie jak w zeszłym roku, co powoduje niepokój wśród inwestorów. Po za tym rośnie kolejny konflikt w Korei Północnej. Trend euro/dolar jest wzrostowy, jednak w dłuższe perspektywie amerykańska waluta powinna zyskać na wartości — dodaje Marcin Bilbin, analityk walutowy Banku Handlowego.
Problem w tym, że gospodarka obawia się także ewentualnych działań odwetowych. Prezydent USA ma więc twardy orzech do zgryzienia. Plan pobudzenia gospodarki przygotowany przez jego rząd może nie być wystarczający, jeśli dojdzie do poważnego konfliktu nie tylko w Iraku, ale również w Korei Północnej.
W środę amerykański bank centralny Fed przedstawi raport o stanie gospodarki, zwany beżową księgą. Jest całkiem prawdopodobne, że to, co się w niej znajduje, powstrzymuje jeszcze prezydenta USA przed ostatecznym wydaniem rozkazu do rozpoczęcia wojny.
Wszyscy są zgodni, że to nie siła europejskiej gospodarki spowodowała wzrost wartości euro. Patrząc obiektywnie, gospodarka amerykańska jest w o wiele lepszej sytuacji.
— Fundamentalnie euro nie ma podstaw, by umacniać się w stosunku do dolara. Jeżeli spojrzymy na gospodarkę, sytuacja w strefie euro nie wygląda najlepiej — mówi Marcin Mróz.
Europa nie ucieknie od kłopotów, jeśli rzeczywiście dojdzie do eskalacji konfliktu już nie tylko na Bliskim Wschodzie.
— Jeśli wojna wybuchnie, to i strefa euro na tym straci, gdyż cena ropy ponownie będzie iść w górę. Istnieje pewna równowaga między USA a Europą. Jeśli za oceanem mamy recesję, dociera ona na Stary Kontynent. Tak jest obecnie, choć niektóre wskaźniki przemawiają za tym, że jest pewien potencjał do wzrostu w USA, hamowany przez widmo wojny — dodaje Tomasz Zdyb, analityk Pekao SA.
Osłabienie dolara i wzrost euro na świecie przekładają się na ceny walut w Warszawie. Złoty jednak nie traci na wartości. Silne fundamenty gospodarki i sentyment inwestorów do polskich obligacji skutecznie wzmacniają naszą walutę.
Złotemu służą też pojawiające się spekulacje dotyczące obniżki stóp procentowych przez RPP.
— Jeśli inflacja będzie spadała, wzrosną oczekiwania na kolejne cięcia. Jeszcze bardziej umocni się rynek obligacji, a z nim i walutowy — dodaje Marcin Mróz.
Okiem eksperta
Złoty w najbliższym czasie będzie zyskiwał na wartości ze względu na stosunkowo wysoką podaż papierów skarbowych. Jeśli jednak nie dojdzie do wybuchu wojny w Iraku, większość inwestorów, szczególnie zagranicznych funduszy, powróci na rynek USA. Eksporterzy, jeżeli obawiają się ewentualnego rozszerzenia konfliktu na inne kraje, powinni wziąć pod uwagę rynek terminowy w celu zabezpieczenia swoich transakcji. Analizując jednak to, co robi rząd USA, można odnieść wrażenie, że jest to demonstracja siły. George W. Bush jasno daje do zrozumienia Saddamowi Husajnowi, że jest zdeterminowany uderzyć. Dyktator ma więc do wyboru wojnę, która może zakończyć się dla niego tragicznie, bądź emigrację. W mojej ocenie rozpoczęcie wojny jest mało prawdopodobne. W ciągu dwóch miesięcy rynki powinny otrzymać jasny sygnał, w którą stronę podąży konflikt.
Krzysztof Rybiński
główny ekonomista BPH PBK