Europa stanęła, więc rynków zbytu warto poszukać w Azji. Jest m.in. szansa na przejęcie spożywczych kontraktów australijskich firm.
W dużych chińskich miastach, jak Szanghaj i Pekin, życie wraca do normy, a większość firm wznowiła działalność.
— Chińscy importerzy odzywają się ponownie do polskich dostawców, proszą o wycenę towarów, mają kolejne zamówienia — mówi dr Andrzej Juchniewicz, szef zagranicznego biura handlowego (ZBH) w Szanghaju należącego do sieci Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu (PAIH).
Azjatycka odskocznia
W cenie są szczególnie artykuły spożywcze.
— Współpracujemy z ZBH w Sydney, które skontaktowało nas z australijskimi dostawcami produktów do Chin. Firmy chcą w ten sposób zastąpić swoje artykuły, których nie są w stanie dostarczyć klientom. Poszukują m.in. producentów artykułów mleczarskich. Za naszym pośrednictwem nawiązali kontakt z polskimi mleczarzami. Mamy informacje, że są zadowoleni z zaproponowanych przez Polaków cen, jest szansa na kontrakty — mówi Andrzej Juchniewicz.
Przyznaje, że problemem pozostaje transport do Chin.
— Transport morski, powszechnie wykorzystywany w dostawach artykułów spożywczych, jeszcze działa, ale nie wiadomo, co będzie z portami w Europie. Nie wiadomo też, jak jest z kolejowym tranzytem polskiej żywności przez Rosję. Kilka miesięcy temu prezydent Władimir Putin wydał dekret znoszący embargo, ale żadna firma, z którą współpracujemy, nie odważyła się sprawdzić, czy szlak jest bezpieczny. Transport powietrzny w przypadku towarów z niskimi marżami jest nieopłacalny — tłumaczy szef ZBH w Szanghaju.
W Chinach widzi potencjał dla firm kosmetycznych.
— Na początku marca na rynek za pośrednictwem crossborder e-commerce weszła kolejna duża polska marka. Produkty kosmetyczne z Polski są w coraz większym stopniu rozpoznawalne w Chinach — twierdzi ekspert PAIH.
Zaznacza, że wszystko zależy od konsumpcji w Państwie Środka.
— Polskie firmy muszą obserwować informacje z rynku chińskiego. Na razie to wróżenie z fusów, choć przygotowywany przez chiński rząd pakiet jest większy niż w 2008 r. Jeśli społeczeństwo przekona się, że gospodarka idzie do przodu, konsumpcja powinna się utrzymać. Jeśli tak się stanie, to przy kryzysie w Europie Azja byłaby odskocznią dla eksporterów, rynkiem pozwalającym utrzymać marżę i produkcję na niezmienionym poziomie — uważa Andrzej Juchniewicz.
Maski kup!
W odwrotną stronę — z Chin do Polski — będzie w najbliższym czasie trafiać bardzo dużo artykułów medycznych. Chiny od lat były największym na świecie producentem maseczek, epidemia koronawirusa umocniła ich pozycję.
— W 60 dni powstało tam 3 tys. zakładów produkujących maseczki. Tylko Chiny są w stanie sprostać obecnemu popytowi na świecie. W styczniu i lutym firmy z tego kraju zaopatrzyły się w surowce i półprodukty, a popyt wewnętrzny lekko spadł, choć nadal wszyscy noszą maseczki, w środkach transportu publicznego są one bezwzględnie wymagane. Od dwóch tygodni 90 proc. czasu poświęcamy na weryfikację chińskich podmiotów eksportujących te produkty. To zadanie wykonujemy na zlecenie państwowych agencji i firm, które realizują dla nich kontrakty — mówi szef ZBH w Szanghaju.
Przypomina, by zwracać uwagę na certyfikaty potwierdzające możliwość stosowania wyrobu w Europie i jakość.
Podpis: Małgorzata Grzegorczyk
