Chłodnym okiem

Jacek Zalewski
opublikowano: 2004-05-10 00:00

Śmierć dwóch dziennikarzy Telewizji Polskiej w Iraku stała się wydarzeniem o znaczeniu przerastającym wymiar ludzkiej tragedii, dotykającej w takich chwilach rodziny, bliskich, współpracowników. Wyraźnie kontrastowała z kolejnymi ofiarami wśród polskich żołnierzy, w powszechnym odbiorze traktowanymi już bardziej statystycznie — w Iraku zginęło właśnie dwóch następnych, czyli razem już czterech. Waldemar Milewicz i towarzyszący mu Mounir Bouamrane też trafili do statystyk (patrz liczba powyżej), ale przede wszystkim stali się bohaterami dramatu o wydźwięku społecznym, politycznym, a także — niestety — biznesowym.

Charakterystyczną reakcją świata polityki były gorączkowe próby niełączenia tej dziennikarskiej tragedii z udziałem Polski w wojnie irackiej. Z jednej strony to fakt — wszak Waldemar Milewicz nadstawiał głowę już w tylu miejscach na świecie, a poza tym sam podkreślał, że zginąć można również w Warszawie na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Jednak z drugiej — w piątek był dla zamachowców funkcjonariuszem obcych sił okupujących Irak. Nie znali oni przecież konspektu jego ostatniego reportażu...

Odrębnym tematem jest relacjonowanie śmierci obu naszych Kolegów przez media. Na jednym biegunie zrozumiała, szokowa reakcja zespołu TAI, który w piątek postanowił poświęcić temu tematowi niemal całe główne wydanie „Wiadomości“. Druga skrajność to sobotni „Superexpress” z drastycznymi zdjęciami poległych. Nie dziwimy się, że nakład 415 360 egz. schodził bardzo dobrze. Na szczęście resztki sumienia powstrzymały redakcję przed opublikowaniem zdjęcia najstraszniejszego — przewożenia ciał obu zastrzelonych dziennikarzy przypadkowo zatrzymaną półciężarówką.