Chuck Norris krosuje klientów

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2012-02-20 14:33

Jeśli ty masz złotówkę i Chuck Norris ma złotówkę, to Chuck Norris ma więcej. Taka zasada obowiązuje też w nowym kredycie gotówkowym BZ WBK.

Wszystko co mówią o Chucku Norrisie to prawda. Podczas, gdy na przeciętną konferencję prasową banku ogłaszającego wyniki finansowe przychodzi czterech dziennikarzy na krzyż, na prezentacji nowej kampanii reklamowej BZ WBK sala była pełna przedstawicieli mediów. Możliwe, że wpływ na frekwencję miało losowanie dwóch biletów do vipowskiej loży na mecz otwarcia Euro 2012 r.

Tak to robią w BZ WBK

Chuck Norris, fot.: Bloomberg
Chuck Norris, fot.: Bloomberg
None
None

To już kolejna kampania reklamowa banku z udziałem zagranicznej gwiazdy. Trzeba przyznać, że BZ WBK potrafi podgrzać atmosferę przed jej odpaleniem, tak jakby wprowadzał na rynek nie kredyt gotówkowy, ale nowy model samochodu. I w jednym i drugim przypadku mamy jednak do czynienia z „produktem” i chodzi o jedno – dobrą sprzedaż. Nikt spośród polskich banków nie potrafi tak przygotować kampanii reklamowej jak BZ WBK. Próbował PKO BP przed rokiem, ale skończyło się aferą związaną z ujawnieniem gaży Szymona Majewskiego.

W przypadku BZ WBK najpierw pojawia się przeciek kontrolowany do którejś z gazet (dotychczas była to „Rzepa”, tym razem info poszło do Presserwisu), potem jest oficjalne potwierdzenie, że coś jest na rzeczy, następnie mamy wywiad w TVN z gwiazdą reklamówki i w końcu oficjalne odpalenie kampanii.

Odświeżający Chuck

Trzeba przyznać, że po męczącym Gerard Depardieu, nijakim Antonio Banderasie, Chuck Norris stanowi zaskakującą i miłą odmianę. Reklamy z jego udziałem są zabawne. Inna sprawa, że nie do końca prawdziwe. Chuck reklamuje „tani kredyt gotówkowy”, który tani jest tylko dla mocno ograniczonej grupy klientów, która załapie się na najniższe pułapy oprocentowania od 5,99 proc. (klient "vipowski") do 13,99 proc. (sfera budżetowa). Reszta będzie płacić 20,9 proc. Nominalnie, bo RRSO jest znacznie wyższe. Bank w informacji prasowej przyznaje, że realna stopa oprocentowania kredytu z ubezpieczeniem wynosi 35,74 proc. Lepszy, mniej ryzykowny klient oczywiście zapłaci mniej.

Wszyscy mają za to możliwość zmniejszenia kosztów korzystając z opcji obniżenia prowizji. Wystarczy dokupić do kredytu rachunek osobisty (konto wydajesz&zarabiasz), kartę kredytową lub ubezpieczenie. W pierwszym przypadku prowizja maleje o 80 proc. Po wykupieniu wszystkich trzech produktów spada ona do zera.

Wydaje się, że BZ WBK zmienił strategię krosowania sprzedaży do klientów. Przed dwoma laty Depardieu zachęcał do otwierania rachunków osobistych z dopłatą 100 zł na starcie. Bank tłumaczył, że koszty odbije sobie sprzedając „kupionym” klientom dodatkowe produkty. Zaryzykowałbym tezę, że ta strategia niekoniecznie się powiodła i teraz bank próbuje uproduktowić nowych klientów już na starcie. Przy kredycie na 10 tys. zł bardziej opłaca się mu otworzyć rachunek (z płatną kartą debetową) oraz kupić kartę kredytową (58 zł rocznie) i zapłacić 300 zł zamiast 500 zł prowizji.

BZ WBK chciałby sprzedać w tym roku 300 tys. kredytów gotówkowych. Niech co trzeci kredytobiorca otworzy rachunek, a bank nie tylko zarobi na prowizji i oprocentowaniu, ale jeszcze pozyska rachunek, przynoszący określone wpływy (klienta obowiązuje minimalna wpłata na poziomie 1 tys. zł). Możliwe, że już w tym roku wynik prowizyjny "Bezeta", który w minionych kwartałach był jego piętą achillesową wreszcie pójdzie w górę.