Chytrusy z Brukseli

Kazimierz Krupa
opublikowano: 2005-05-20 00:00

Tytuł może nie do końca jest precyzyjny, bo Bruksela jest tu tylko symbolem Unii Europejskiej. Akurat Komisja Europejska, mająca siedzibę w Brukseli, proponuje budżet unijny na lata 2007-13 na poziomie 1,14 DNB, czyli w wysokości około 930 mld EUR. I to jest najbardziej hojna propozycja. Abstrahując od pobudek, jakimi kieruje się komisja (ponad 6 proc. budżetu to administracja i kategoria pozostałe), ten kształt i wielkość budżetu są najkorzystniejsze z naszego punktu widzenia. Biorąc bowiem pod uwagę, że prawie 83 proc. wydatków przeznacza się na politykę strukturalną i rolną, bylibyśmy poważnymi beneficjentami pomocy unijnej.

Grupa sześciu państw, będących największymi płatnikami netto do unijnego budżetu, czyli Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Austria, Szwecja i Holandia, domaga się jednak poważnych oszczędności i ograniczenia wydatków UE w siedmioletnim planie budżetowym do 1 proc. DNB, czyli 815 mld euro. I w tym obszarze, pomiędzy 1 a 1,14 proc. DNB, pomiędzy 815 a 930 mld euro wszyscy się poruszają. Gra idzie więc o, bagatela, 115 mld euro w ciągu siedmiu lat: ktoś je musi wpłacić, a ktoś inny (między innymi my) już zaplanował, na co te pieniądze wyda.

Najnowszą kompromisową propozycję przygotował Luksemburg, który w tym półroczu przewodniczy UE. Przewiduje ona ograniczenie wydatków do poziomu poniżej 900 mld euro (mniej niż 1,1 proc. DNB), a największe cięcia w wydatkach na rozwój konkurencyjności, o 50 mld euro, i pomocy regionalnej dla nowych i starych krajów UE o 40 mld euro. Kompromisowa propozycja Luksemburga, jak każdy kompromis, nikogo nie zadowala. Płatnicy netto nadal oczekują ograniczenia wydatków do poziomu 1 proc. PKB, nowe kraje, w tym Polska, już liczą realne straty, jakie poniosą.

Pikanterii całej dyskusji dodają okoliczności, w jakich ona się toczy, mianowicie zbliżające się we Francji i Holandii referenda w sprawie Konstytucji dla Europy. Poparcie, nawet w ojczyźnie tekstu konstytucji, jest bardzo chwiejne i obserwatorzy nie są w stanie odpowiedzialnie prognozować wyniku. W Holandii wynik jest równie niepewny. W tej sytuacji jeszcze trudniej liczyć na wyrozumiałość podatników francuskich czy holenderskich.

Z naszego punktu widzenia podnoszony jest niebagatelny argument, że nie zmienia się zasad w trakcie gry. Polska, zachęcana do przystąpienia do Unii Europejskiej, podjęła decyzję w oparciu o określone ustalenia. Teraz próbuje się zmienić konie w połowie przeprawy przez rzekę. Ryzykowny to zabieg, ale siedzący w środku tej karety, na wygodnych poduszkach, pasażerowie z Paryża, nie do końca zdają sobie z tego sprawę. To bardziej zmartwienie stangreta. No i koni. Ale czy syty zrozumie głodnego?