Co doprowadziło Węgrów do furii

(Paweł Kubisiak)
opublikowano: 2006-09-20 22:54

Przyczyną zamieszek na Węgrzech jest załamanie gospodarki w następstwie złej polityki gospodarczej socjaldemokratów.

Wielu polskich komentatorów jest zdania, że przyczyną zamieszek na Węgrzech jest załamanie gospodarki w następstwie złej polityki gospodarczej prowadzonej przez socjaldemokratów.

Znawca problematyki węgierskiej Jacek Maziarski ocenia, że polityka ta była "lekkomyślna". W rozmowie z IAR zwrócił on uwagę, że niepokój społeczeństwa wywołały głównie oszczędności, które stały się nieodzowne w związku z pogarszającą się sytuacją ekonomiczną.

Dodał, że atmosferę podsycają zbliżające się na Węgrzech wybory samorządowe. Odnosząc się do nocnych zamieszek, Jacek Maziarski ocenił, że nie miały one organizatorów i wybuchły spontanicznie. Według niego, jeszcze dziś może dojść do przesilenia i wtedy dowiemy się, co będzie dalej.

Jarosław Giziński - szef działu zagranicznego "Newsweeka" - powiedział, że Węgry są w dramatycznej sytuacji gospodarczej. Ich deficyt budżetowy osiągnął 10 procent, społeczeństwo czeka teraz nagły wzrost cen i podatków. To, jak zaznaczył Giziński, doprowadza obywateli Węgier "do furii". Zdaniem dziennikarza, zła polityka gospodarcza może mieć daleko idące konsekwencje, łącznie z dymisją rządu i wcześniejszymi wyborami.

Także główny ekonomista PKO BP Łukasz Tarnawa przyczyn zamieszek upatruje w polityce gospodarczej socjaldemokratów. Zaznaczył, że rządzący zdali sobie sprawę, że tak dalej funkcjonować i oszukiwać społeczeństwa nie można, dlatego zdecydowano o wprowadzeniu reform i cięć budżetowych. Ekonomista podkreślił, że te propozycje zostały nieźle przyjęte przez rynki finansowe, ale z politycznego punktu widzenia cynizm rządzących został przyjęty bardzo źle.

Dziennikarka Bożena Bogdańska, która od 20 lat mieszka na Węgrzech, powiedziała, że protesty, do których doszło w stolicy Węgier, nie miały lidera ani przywódcy. Oceniła, że wyglądało to tak, jakby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Przypomniała także, że na Węgrzech zbliżają się wybory samorządowe i być może zamieszki to część kampanii wyborczej.

W nocy około 10 tysięcy osób protestowało w Budapeszcie, domagając się ustąpienia premiera. Na krótko demonstranci zajęli budynek telewizji publicznej. Zniszczyli ponadto znajdujący się nieopodal pomnik żołnierzy radzieckich, zrzucając z niego czerwoną gwiazdę. 150 osób zostało rannych. Protesty wybuchły po ujawnieniu wypowiedzi premiera, w której przyznał, że rząd nie ma żadnych osiągnięć i oszukiwał społeczeństwo przed kwietniowymi wyborami.

Monika Płużyczka, Krzysztof Kalinowski, IAR