Co nam dziś zostało z Kaleckiego

opublikowano: 26-03-2023, 20:00
Play icon
Posłuchaj
Speaker icon
Close icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl

Czy kapitalistyczna Polska może czegoś nauczyć się od ekonomisty-socjalisty? Obserwacje na kanwie książki “Michał Kalecki. Biografia intelektualna”.

Moje zainteresowanie Michałem Kaleckim, jednym z najwybitniejszych polskich intelektualistów-humanistów XX wieku, ma tylko częściowo związek z koncepcjami ekonomicznymi, które tworzył. Fascynująca jest sama jego ścieżka życia i kariery. Człowiek bez żadnych wpływów rodzinnych, syn upadłego przemysłowca z Łodzi, bez formalnego wykształcenia i raczej z niskimi zdolnościami językowymi, pochodzący na dodatek z kraju, gdzie nie powstawały żadne istotne dla świata idee ekonomiczne, wszedł do kręgu czołowych światowych ekonomistów współtworzących nowe koncepcje po wielkiej depresji lat 30. i tragedii wojennej lat 40. W Polsce jesteśmy i byliśmy zwykle przyzwyczajeni do wchłaniania tego, co płynie do nas z Zachodu, do imitacji, naśladowania. Kalecki tymczasem inspirował zachodnich ekonomistów, więcej, zrobił to pisząc pierwsze istotne prace tylko po polsku.

Tym dziwniejsze, że dopiero dziś dostępna jest dla polskiego czytelnika książka opisująca życie jego życie. „Michał Kalecki. Biografia intelektualna” Jana Toporowskiego to pierwsza tego typu publikacja na naszym rynku prezentująca podsumowanie życia i najważniejszego dorobku ekonomisty, którego można by postawić w gronie wybitnych polskich humanistów razem z antropologiem Bronisławem Malinowskim, socjologiem Florianem Znanieckim, filozofem Kazimierzem Ajdukiewiczem.

Kalecki był częścią wielkiej rewolucji w ekonomii, toczącej się w latach 20. i 30. XX wieku. Do tamtego okresu ekonomia zajmowała się głównie opisem tego, jak w ramach gospodarki kapitalistycznej dochodzi do ustalenia wartości produktów, ilości produkcji, rozmieszczenia pracowników i kapitału między firmami. Innymi słowy, ogólną aktywność gospodarczą przyjmowano za ustaloną przez jej zasoby, a całe zainteresowanie dotyczyło tego, jak w ramach tej gospodarki przemieszczają się poszczególne jej elementy. Od lat 20. i 30. rosło zainteresowanie pytaniem, dlaczego cała gospodarka kapitalistyczna może być niestabilna, może się wahać, wpadać w kryzysy. Wcześniej traktowano kryzys jako coś naturalnego, tak jak choroba człowieka – zdarza się, trzeba ją leczyć lub przeczekać. Rewolucja polegała na tym, że ekonomiści zaczęli się zastanawiać, jak kryzysom zapobiegać i je łagodzić. A to wymagało zrozumienia, skąd pochodzą. Najwybitniejszym przedstawicielem tej rewolucji, jej twarzą i spiritus movens był angielski ekonomista John Maynard Keynes. Kalecki współpracował z Keynesem, choć zawsze był trochę na boku – częściowo z racji pochodzenia i języka, częściowo charakteru, nie wdarł się do samej czołówki ludzi decydujących o kierunkach zmian w ekonomii. Dziś ekonomia głównego nurtu nie zawiera wielu śladów Kaleckiego, aczkolwiek dla ekonomistów szukających nieortodoksyjnych ścieżek myślenia jest on ważnym źródłem inspiracji.

Żeby wyobrazić sobie i zrozumieć na czym polegała zmiana, warto skorzystać z pracy Kaleckiego pt. „Trzy układy”, która opisuje, jak gospodarka może reagować na nagłą zmianę popytu konsumenta w trzech warunkach. Trochę uproszczę opis w porównaniu z tym, co pisał Kalecki, czy jak to relacjonował Toporowski, żeby ułatwić zrozumienie tematu.

Wyobraźmy sobie, że konsumenci nagle zmniejszają zakupy, bo chcą więcej oszczędzać. Na przykład czegoś się boją, chcą być lepiej zabezpieczeni finansowo. W klasycznym wyobrażeniu o działaniu gospodarki dochodzi do spadku produkcji dóbr konsumpcyjnych i wzrostu produkcji dóbr inwestycyjnych, które służą zaspokojeniu potrzeb konsumpcyjnych w przyszłości. Na przykład (to mój opis, nie Kaleckiego) ludzie kupują mniej konserw dziś, ale za to firmy kupują więcej maszyn do produkcji konserw w przyszłości. Druga możliwość, już uwzględniająca obserwację, że gospodarka nie jest tak superstabilna jak w klasycznym rozumieniu, reakcja na spadek popytu konsumpcyjnego jest dłuższa. Ludzie mniej kupują, więc rośnie bezrobocie, wolniejszy jest obieg pieniądza, więc spadają stopy procentowe. Ale dzięki niższym stopom procentowym i tańszym pracownikom w końcu część firm podnosi produkcję i ostatecznie gospodarka wraca do pierwotnej wielkości z inną strukturą, bardziej nastawioną na dobra inwestycyjne. Trzecia natomiast możliwość jest taka, że po spadku popytu i produkcji firmy zaczynają też mniej inwestować i gospodarka zostaje już na niższym poziomie aktywności. Działa poniżej swoich zdolności i może w tym stanie utrzymać się bardzo długo. W powrocie do poprzedniego stanu musi pomóc jej jakaś siła zewnętrzna. Jaka? Rząd.

Dziś większość ekonomistów, a na pewno banków centralnych i rządów, patrzy na gospodarkę gdzieś między opcją drugą i trzecią. Uważają, że gospodarka jest elastyczna i wraca do swojego potencjału po kryzysie, choć trzeba jej w tym pomagać. Ekonomiści i politycy przywiązani do myślenia klasycznego, na przykład Leszek Balcerowicz, pewnie są gdzieś między punktem pierwszym a drugim – uważają, że gospodarka dzięki elastycznym cenom sama wychodzi z kryzysów. Natomiast ekonomiści bardziej progresywni coraz częściej przywołują opcję trzecią (powołując się też coraz częściej na Kaleckiego), przekonując, że tylko rząd dbając o wysoki popyt może utrzymać gospodarkę na maksimum możliwości wytwórczych. Problem, jak sądzę, polega na tym, że wciąż ekonomia nie rozwinęła jednego powszechnie akceptowanego modelu patrzenia na wahania gospodarcze. Może dlatego, że w grę wchodzą różne interesy - jest to problem polityczny w równiej mierze co ekonomiczny?

W ekonomii największe zainteresowanie budziły modele Kaleckiego tłumaczące mechanizm wahań koniunktury. Był on przede wszystkim teoretykiem, dobrze przekuwającym schematy w równania matematyczne. To jednak szerokiej publiczności nie może ekscytować, zostaje ukryte gdzieś w annałach historii ekonomii. Natomiast dziś prawdopodobnie najgłośniejszą i najczęściej przywoływaną jego pracą jest ta pt. „Polityczne aspekty pełnego zatrudnienia”, w której przekonywał, że niskie bezrobocie i maksymalne zatrudnienie narusza interesy polityczne wielkiego kapitału. Właściciele dużych firm mają wpływ na rząd poprzez strach jaki budzi możliwość wzrostu bezrobocia. Przy stale niskim bezrobociu ten wpływ maleje i z tego powodu – przekonywał Kalecki – wielki biznes traci wpływy. Tutaj może przebiega inny istotny front starcia między klasycznym i nieortodoksyjnym spojrzeniem na gospodarkę. W myśleniu klasycznym sytuacja finansowa wszystkich podmiotów – pracowników, firm – wynika z ich produktywności (krańcowej), każdy ma tyle, ile wypracuje. W myśleniu socjalistycznym, które reprezentował Kalecki, a które dziś się na pewno odradza, siła finansowa wynika z walki politycznej różnych grup (czy klas). Nie będę tu oczywiście rozstrzygał tego problemu, choć nadmienię, że przy moim generalnie prokapitalistycznym nastawieniu dostrzegam znaczenie siły politycznej dużych grup wpływu.

Na okładce książki Toporowskiego widnieje takie zdanie: „Koncepcje Kaleckiego wciąż są kluczowe dla zrozumienia tego, jak działa system kapitalistyczny i jak można go przekroczyć”. Nie do końca się z tym zgadzam. Kalecki jest ekonomistą mogącym inspirować, ale nie sądzę, by był kluczem do zrozumienia współczesności. Z wielu powodów, z których wymienię dwa.

Przede wszystkim, większość twórczości Kaleckiego przypada na okres wielkich kryzysów, a później odbudowy powojennej. Ekonomista widział gospodarkę funkcjonującą permanentnie poniżej zdolności produkcyjnych i dla niego kluczowe było zrozumienie, jak podnieść i utrzymać aktywność na maksimum możliwości. Dziś gospodarki większości krajów rozwiniętych funkcjonują bardzo blisko zdolności wytwórczych i mają bardzo niskie stopy bezrobocia. Żyjemy w innym świecie.

Ponadto zakres ingerencji państwa w gospodarkę, które Kalecki wyobrażał sobie za pożądane, wykracza poza to, co dziś możemy uznać za dopuszczalne – więcej, co nawet współcześni Kaleckiemu uznawali za dopuszczalne. Dobrze obrazuje to historia ze stycznia 1945 roku, kiedy Kalecki został zaproszony do konsultacji przez jednego francuskich ministrów w sprawie sposobu reglamentacji towarów w okresie odbudowy. W swojej rekomendacji zaproponował m.in., by zablokować konta bankowe firm i centralnie autoryzować ich wydatki. Podczas prezentacji francuski minister powiedział Kaleckiemu: „Po co dyskutujemy; oni nie zrobią nic z tego, co pan proponuje”. Gospodarka i społeczeństwo to nie jest plansza z grą, na której można dowolnie ustawiać pionki. Kalecki i jemu podobni trochę tego nie rozumieją.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Ignacy Morawski

Polecane