COVID-19 czyha na termin wyborów

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2020-03-09 22:00

Do wyborów prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych na 10 maja 2020 r. pozostają od dzisiaj dwa miesiące.

Mowa o terminie zwyczajnym (z drugą turą 24 maja), wynikającym z ogólnego art. 128 Konstytucji RP. Zapisany w art. 228 lex specialis ma jednak pierwszeństwo, ustalając możliwość zmiany kalendarza. Otóż w razie ogłoszenia jednego z trzech stanów nadzwyczajnych — wojennego, wyjątkowego lub klęski żywiołowej — w okresie jego trwania oraz w ciągu 90 dni po zakończeniu wyborów się nie przeprowadza, zaś kadencja urzędującego prezydenta ulega automatycznemu przedłużeniu. Zagrażające bezpieczeństwu obywateli ewentualne zmasowane uderzenie wirusa COVID-19 podpada pod stan wyjątkowy, bo przecież nie klęski żywiołowej. Decydentem byłby prezydent RP na wniosek Rady Ministrów, wprowadzając stan wyjątkowy na okres do 90 dni na całym terytorium Polski albo tylko na części, niezwłocznie przedstawiając rozporządzenie Sejmowi. Hipotetycznie mogłoby nastąpić jednorazowe przedłużenie takiego stanu na kolejne 60 dni.

Lokale wyborcze to miejsca idealne do hipotetycznego przenoszenia się wirusa COVID-19.
Michał Kość - Forum

Na szczęście ten fatalny scenariusz obecnie jest tylko gdybaniem. Chociaż decydentom wypadałoby zawczasu rozstrzygnąć niedoprecyzowaną kwestię zasięgu terytorialnego. Gdyby stan wyjątkowy objął jedno województwo — wybory zostałyby odłożone na pewno; jeden powiat — również; jedną gminę — także; jeden obwód głosowania — raczej też. Państwowa Komisja Wyborcza od lat prezentuje stanowisko, że jakiekolwiek zakłócenie procedury gdziekolwiek rzutuje konstytucyjnie na cały kraj. Pamiętamy z drugiej tury ostatnich wyborów prezydenckich w 2015 r. przedłużenie ogólnopolskiej ciszy wyborczej o 1,5 godziny z powodu przedłużenia się głosowania w jednej małej komisji obwodowej.

Zwracam uwagę na jeszcze jedną konstytucyjno-kodeksową lukę. Otóż żadne przepisy nie regulują sytuacji, gdyby pierwsza tura wyborów odbyła się normalnie, natomiast doszłoby do zdradzieckiego ataku COVID-19 dziesiątkującego elektorat w jakimś regionie między 10 a 24 maja. Prawodawca uznaje taką sytuację za abstrakcję i w ogóle się nią nie zajmuje. Z podobnego powodu nie została uregulowana od 1990 r. kwestia tego, co się dzieje, gdy w drugiej turze obaj kandydaci na prezydenta RP uzyskują identyczną liczbę ważnych głosów. Uznano, że w skali kraju prawdopodobieństwo remisu jest tak bliskie zera, że nikt o zdrowych zmysłach owym problemem nie powinien się martwić. Notabene na poziomie samorządowym remis głosów w drugiej turze wyborów prezydenta/burmistrza/ wójta został uregulowany. Kolejnym kryterium jest liczba obwodów głosowania, w których wygrał jeden z kandydatów, a jeśli i tutaj padł remis — miejska/gminna komisja po prostu przeprowadza losowanie. Analogiczna procedura obowiązuje w wyborach do Senatu. Takich rozstrzygnięć jeszcze w Polsce nie było. Natomiast na poziomie mandatu miejskiego/gminnego radnego w niewielkim okręgu jednomandatowym losowanie spowodowane wyborczym remisem trafia się regularnie.

Mam nadzieję, że powyższy tekst to jedynie teoretyzowanie. Ogólne narastanie paniki związanej z COVID-19, często bez uzasadnionych podstaw, powoduje jednak pojawianie się pierwszych tez o możliwym odłożeniu majowych wyborów. Polska demokracja największą próbę proceduralną przeszła w 2010 r. po katastrofie smoleńskiej, gdy rozstrzygająca tura wyborów prezydenckich odbyła się 4 lipca, czyli już w wakacje. Nie dajmy się i podstępnemu COVID-19.