Rynek equity crowdfundingu hossę ma za sobą - wysoka inflacja, zacieśnianie polityki pieniężnej oraz zawirowania geopolityczne diametralnie zmieniły tolerancję inwestorów na ryzyko, czyniąc publiczne zbiórki kapitału wyjątkowo niepopularnymi. Platformy, które w ubiegłym roku co kilka tygodni prowadziły nowe emisje, teraz mają problem ze znalezieniem potencjalnych emitentów, a ci, którzy się zdecydują - z pozyskaniem kapitału.
Są jednak takie spółki jak FCapp, które mimo wszystko decydują się pozyskać pieniądze tłumu. W ich przypadku kluczowe jest uprzednie upewnienie się, że wśród inwestorów widać zainteresowanie.
Wziąć sprawy w swoje ręce
Mimo że spółce nie udało się osiągnąć celu, który wynosił 2 mln zł, emisja zakończyła się sukcesem – 1,6 mln zł to największa kwota zebrana w tym roku w zbiórce crowdfundingowej. W pierwszym dniu kwota inwestycji wyniosła już 500 tys. zł, a pieniądze wyłożyło 21 inwestorów.
- Naszym celem było zebrać 0,5 mln już pierwszego dnia. Historia poprzednich emisji nauczyła platformy, że jeśli w pierwszym dniu uda się spółce osiągnąć 25 proc. docelowej wartości zbiórki, to jest spora szanse na powodzenie i osiągnięcie celu emisyjnego przed upływem czasu - mówi Artur Racicki, jeden z założycieli FCapp.
Tylu inwestorów zdecydowało się zainwestować w akcje FCapp.
Duże zainteresowanie od początku emisji wynikało z uprzedniego wypromowania spółki oraz badania rynku. Zarówno emitent, jak i platforma chcieli mieć pewność, że zbiórka nie zakończy się fiaskiem.
- Bardzo pomogła nam prekampania, wykonana przez Emiteo. Dzięki niej zarówno my, jak i platforma mieliśmy pewność, że inwestorzy wykazują zainteresowanie projektem. Uniknęliśmy sytuacji, w której pieniądze przeznaczone na emisję poszłyby w błoto - dodaje Artur Racicki.

Badanie zainteresowania polegało nie tylko na ankietowaniu potencjalnych inwestorów. Spółka przekonała się, że tego typu metody mają charakter pomocniczy, a mało przekładają się na stan faktyczny – wielu interesariuszy zrezygnowało z inwestycji mimo wcześniejszej deklaracji. Kluczowe stało się pozyskanie zainteresowania u osób znających się na branży, w której działa spółka.
- Na początku byliśmy przekonani, że nie potrzebujemy nikogo z branży do uwiarygodnienia biznesu. Zauważyliśmy jednak potencjał tego rozwiązania. Bardzo pomógł nam Mariusz Piekarski, agent piłkarski, który za pomocą swoich zasięgów wypromował naszą aplikację w środowisku - mówi Artur Racicki.
Partner biznesowy, który jest zarówno akcjonariuszem, jak i insiderem z niszy pozwolił spółce dotrzeć nie tylko do nowych inwestorów, ale też do nowych użytkowników aplikacji. Ponadto ukazał zapotrzebowanie na rozwiązania, które oferuje FCapp.
Tyle wyniosła średnia inwestycja w akcje FCapp.
Pozorna prostota
Według oficjalnego opisu funkcji aplikacji znanej również pod pełną nazwą jako "Football Challenge”, oferuje ona użytkownikom możliwość “organizowania i promowania własnych turniejów, zapisywania się do gry w wydarzeniach oraz zarządzania własną drużyną”. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się to czymś nowatorskim – istnieje już kilka platform, które dają amatorskim drużynom piłkarskim możliwość gry w zorganizowanych ligach.
FCapp nie organizuje jednak lig, ale ułatwia proces umawiania meczów i organizacji eventów klubom występujących już w ligach na szczeblu lokalnym. Aplikacja ma na celu automatyzację procesów, które są powtarzalne i wymagają od trenerów, zawodników oraz rodziców (FCapp współpracuje również z drużynami juniorskimi) stosunkowo dużego nakładu czasu.
- Promujemy naszą aplikację akademiom piłkarskim i klubom na poziomie amatorskim oraz półprofesjonalnym. Widzimy tam duże zapotrzebowanie na nasze rozwiązania – umawianie meczów między trenerami czy upewnianie się jacy zawodnicy mogą wystąpić wymagał dotychczas wielu połączeń telefonicznych, był bardzo mozolny i niedokładny - mówi jeden z założycieli spółki.
W planach FCapp jest poszerzenie aplikacji o narzędzia skierowane do skautów. Przepływ informacji w ligach piłkarskich poza szczeblem centralnym jest dość utrudniony, a automatyzacja ma pomóc nie tylko zawodnikom, którzy chcą się wybić, ale również klubom poszukującym talentów.
- Budujemy siatkę lokalnych skautów, którzy będą obserwować zawodników i weryfikować dane wprowadzone do aplikacji. Liczymy na współpracę z pasjonatami, których będziemy mogli szkolić i wspierać, aby byli w swojej pracy coraz bardziej dokładni - dodaje Artur Racicki.