Sejm uchwalił czwartą z rządowego pakietu ustawę o szczególnych instrumentach wsparcia przedsiębiorców w związku z rozprzestrzenianiem się SARS-CoV-2. Zdecydowanie największą jej część zajmuje jednak zmiana wcześniejszych specustaw, chaotycznej z 2 marca oraz trzech z 31 marca. Utrzymywana jest kryzysowa zasada, że nowelizacja nowelizację nowelizacją pogania. Wspólną cechą wszystkich ustaw ratunkowych jest gigantyczny przerost procedur administracyjnych nad ratio legis. Gdyby z setek stron — Dziennik Ustaw elektronicznie znosi wszystko — odcedzić proceduralną wodę, to sucha pomoc prezentuje się skromnie. Przedsiębiorcy oczywiście przedzierają się przez piętrowe zapisy, korzystając z pomocy kancelarii prawnych, i wnioski o pomoc składają, bo cóż im zostało. Wartość uchwalonej ustawy uzupełniającej szacowana jest na 11 mld zł.

Ale prawdziwy cud objawił się, zanim jeszcze Sejm głosował. Premier Mateusz Morawiecki wraz z prezesem Adamem Glapińskim ogłosili zasilenie polskich firm różnych kategorii subwencją w wysokości aż 100 mld zł. Przy czym nie chodzi o doprecyzowanie zasad transferu owej kwoty w ramach nagłośnionych 212 mld zł z tzw. tarczy antykryzysowej, lecz o… całkiem inne pieniądze. Cudowność planu tzw. tarczy finansowej polega na tym, że gigantyczna subwencja zostanie pokryta nie przez monetyzację długu państwowego, czyli zwyczajny dodruk pieniędzy przez Narodowy Bank Polski. Poziom skomplikowania instrumentów kreatywnej księgowości aż takich rozmiarów jest wręcz niewyobrażalny, naprawdę poradzi mu tylko głowa bankstera.
Specustawy objęte tzw. tarczą antykryzysową zasadnie kojarzą mi się z szalupami spuszczanymi podczas morskich katastrof. Zwykle jest w nich za mało miejsc, co tak tragicznie wystąpiło na „Titanicu”, ale przecież nie tylko. Rozbitkowie szamocący się w lodowatej topieli mają nadzieję na wciągnięcie do szalup, jednak dostają cios wiosłem po rękach. W ustawie z 31 marca najbardziej klasycznym
przykładem tak wybiórczego traktowania przedsiębiorców było okresowe darowanie składek na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych wyłącznie firmom mikro, zatrudniającym do 9 pracowników, natomiast pechowiec z załogą aż 10-osobową dostał symbolicznie wiosłem. Obecna nowela zwiększa pojemność szalup, obejmując darowizną także kategorię firm małych do 49 pracowników. W moich katastroficznych odniesieniach najnowsza obietnica aż 100-miliardowej święconki dla firm wszystkich kategorii jawi się niczym „Carpathia”, która przypłynęła na miejsce tragedii „Titanica” i podjęła z szalup wszystkich uratowanych. Niestety, stanowili oni mniej niż jedną trzecią obecnych na pokładzie niby-niezatapialnego giganta. Wypada wyrazić przedświąteczną nadzieję, że polskich przedsiębiorców epidemia COVID-19 tak nie przetrzebi.