Ostatni piątek. Mirosław Proppé, partner w dziale Doradztwa Gospodarczego KPMG w Polsce, wraca z Belgradu do Warszawy. Loty odwołane przez chmurę pyłu wulkanicznego po erupcji islandzkiego wulkanu Eyjafjoell.

— Razem z kolegami ze Słowacji i Czech wynajęliśmy w Serbii bus, którym dojechaliśmy do Wiednia. Biletów na pociągi do Warszawy z Budapesztu i Wiednia brak. Od 12. w południe moje biuro próbowało wynająć dla mnie samochód, ale ani w Wiedniu, ani w Bratysławie, ani w Pradze w żadnej wypożyczalni nie było już auta, nawet najmniejszego. W końcu udało się wynająć w Bratysławie limuzynę z kierowcą. Dojechaliśmy do Polski o 23.15. Kierowca, który nigdy w Polsce nie był, powiedział: "No to za 2 godziny będziemy w Warszawie". Dotarliśmy przed czwartą —relacjonuje Mirosław Proppé.
To optymista. Podkreśla, że dzięki islandzkiemu wulkanowi zobaczył piękno Węgierskiej Niziny, a koledzy, którzy utkwili w Ałma Acie, mają dużo gorzej, bo muszą po prostu czekać.
Jak "kryzys pyłowy" uderza w polskie spółki? O tym we wtorkowym Pulsie Biznesu.