Czas na rachunek zysków i strat

Katarzyna Płaczek
opublikowano: 2005-04-04 00:00

Kwartał minął, więc czas na dokonanie podsumowań i wyliczeń. Ważnych, bo ostatecznej ocenie zostaje poddany plan Hausnera. Jego twórca ocenia, iż jego założenia zrealizowano w ponad 50 proc. Przyjrzyjmy się więc, jak ta ocena ma się do długu publicznego. Według unijnej metodologii ESA95, dług publiczny na koniec 2004 r. to 43,6 proc. PKB wobec 45,4 proc. w 2003 r.

Można więc powiedzieć, iż reformy idą w dobrym kierunku, gdyż powoli oddalają nas od kryzysu. Jednak warto się zastanowić, czy tempo zmian nie powinno być większe. A może pierwsze kroki są najtrudniejsze i rozwój gospodarczy nabierze tempa w kolejnych latach, a wraz z nim przestaniemy się martwić o dług publiczny? Tak przecież być powinno, bo w końcu jesteśmy po wdrożeniu naprawczego (nawet jeśli okrojonego) planu finansów publicznych. Skoro tak być powinno, to jak jednak wytłumaczyć fakt, że Ministerstwo Finansów oczekuje wzrostu tego wskaźnika w tym roku prawdopodobnie do 45,8 proc. PKB? Czy pod koniec roku mamy stanąć w punkcie wyjścia? Warto o tym pamiętać w roku wyborczym, zwłaszcza że główni twórcy tych „reform”, porzucają je w decydującej fazie (jak premier Belka i obecnie były wicepremier Hausner). Wpływ tych manewrów na giełdę wydaje się oczywisty. Warto jednak przypomnieć, że i rynek kapitałowy oczekuje zdecydowanych działań, takich jak np. wprowadzenie jednej stawki CIT.

W czwartek byliśmy świadkami swoistego rachunku zysków w wykonaniu OFE. Fundusze postanowiły jednak zadbać o swoje interesy i wartość jednostek, windując kursy największych spółek. Pozwoliło to choć na chwilę wyrwać rynek akcji z marazmu. WIG20 wyszedł nawet powyżej 2000 pkt. Jednak na razie nie ma wystarczających sygnałów, że te zakupy to coś więcej niż „window dressing”.

Z punktu widzenia byków najważniejsza obecnie pozostaje bariera podażowa 2010 pkt. A skoro ta bariera nie została naruszona nawet przez mocno zdeterminowane fundusze w czwartek, a w piątek znów dała znać o sobie, to szanse na jej pokonanie są raczej niewielkie. Warto także podkreślić, że indeks nie uporał się z tym poziomem mimo innych sprzyjających warunków, takich jak obniżka stóp procentowych. To jednoznacznie wskazuje, że początek drugiego kwartału może być spadkowy. W tej perspektywie zdecydowanie bardziej prawdopodobny w tym tygodniu jest powrót WIG20 w okolice 1950 pkt. Tym bardziej że za wzrostami nie stoi szeroki rynek, zasilany zagranicznym kapitałem.