Członkostwo w Unii naprawdę jest priorytetem

Bogdan Góralczyk
opublikowano: 1999-04-20 00:00

Bogdan Góralczyk: członkostwo w Unii naprawdę jest priorytetem

DUALIZM ŚWIADOMOŚCI: Politycy już wiedzą (nie wszyscy, co widzieliśmy w Sejmie), że przystąpienie do UE to obecnie nasz cel nadrzędny, natomiast społeczeństwo jeszcze nie — uważa Bogdan Góralczyk.

fot. Małgorzata Pstrągowska

Z wielu stron słyszymy stwierdzenia naszych polityków o „wzmożeniu wysiłków przybliżających perspektywę członkostwa w Unii Europejskiej”. Niepokoi jednak fakt, że strategia państwa realizowana jest w oderwaniu od społeczeństwa i zamyka się w hermetycznym kręgu (nie mówiąc o języku!) specjalistów i elit. Tymczasem do przeciętnego obywatela łatwiej trafia argumentacja o naruszaniu jego własnych interesów, nierzadko poparta osobistym doświadczeniem, niż jakieś abstrakcje o integracji i dyplomacji, nie mówiąc już o derogacjach czy — nie daj Boże — screeningach. Trudno o bardziej wyraziste zderzenie dwóch światów i dwóch argumentacji.

PRZYSTĄPIENIE do Unii — nie łudźmy się — naruszy interesy wielu grup i warstw społecznych. Na integracji nie wszyscy zyskają, przynajmniej w początkowej fazie. Jeśli w ślad za słusznymi celami w polityce zagranicznej nie pójdzie konsekwentne i cierpliwe wyjaśnianie przeciętnemu obywatelowi, co konkretnie możemy — jako społeczeństwo i państwo — wygrać na przystąpieniu do UE, to rodzi się niebezpieczeństwo, że inicjatywę mogą przejąć w swoje ręce przeciwnicy integracji.

NIE WOLNO lekceważyć głosów niepokoju czy niezadowolenia. Tym bardziej nie wolno ich ignorować. Perspektywa szybkiego przystąpienia do Unii, będąca naszym nadrzędnym celem, pociąga za sobą ogromny wysiłek modernizacyjny. Chodzi o szybkie dostosowanie się do unijnych wymogów, nie zawsze pasujących do naszych przyzwyczajeń, rytuałów i wewnętrznych przekonań. Zwykły obywatel, chcąc nie chcąc, musi uświadomić sobie, że nadchodzą inne czasy; że wchodzimy do zespołowej gry, rządzącej się innymi zasadami niż dotychczas u nas obowiązujące. Wzrośnie konkurencja, bo tak dyktują unijne kryteria, postawione nam jeszcze w czerwcu 1993 r. w Kopenhadze, na szczycie Rady Europejskiej.

OD TAMTEJ pory kryteria się nie zmieniły. Wymaga się od nas, kandydatów, byśmy mieli stabilne instytucje, gwarantujące demokratyczny porządek i rządy prawa, byśmy respektowali prawa człowieka i szanowali mniejszości. Przed przyjęciem do Unii musimy też być na tyle przygotowani, by samodzielnie radzić sobie z presją rynkowej konkurencji. A do tego jeszcze w momencie przystępowania do Unii przyjdzie nam podporządkować się wspólnotowym celom unii politycznej, gospodarczej i monetarnej. Czy nasze społeczeństwo o tym wszystkim wie?! Należy wątpić. Raczej bujamy w obłokach, a tymczasem od listopada 1998 r. Polska toczy już dwustronne negocjacje. Czas nieubłaganie płynie i nie cofnie się. Jeśli sobie nie poradzimy, to niejako na własne życzenie.

POLARYZACJA poglądów wokół interwencji NATO w Jugosławii udowadnia, że jeśli chodzi o szeroko rozumianą integrację z Zachodem, Polacy wcale nie są tacy jednolici. Wojna na Bałkanach może zwolennikom Unii pokrzyżować szyki. Trzeba wielkiego daru przekonywania i bardzo mądrej strategii, by uświadomić społeczeństwu, iż pozostanie poza zachodnimi strukturami nie jest dla Polski żadną alternatywą. W dzisiejszej Europie i w dobie globalizacji nie ma pustej przestrzeni i wyizolowanych enklaw. Jeśli nie przyłączymy się do Zachodu, to niestety pozostanie nam Wschód. Sama perspektywa sojuszu z Łukaszenką powinna działać otrzeźwiająco.

POZOSTAJE jedynie ucieczka do przodu. Chwilami odnosi się jednak wrażenie, że czołówka, owszem, odjechała już daleko, natomiast peleton społeczeństwa wlecze się do Unii noga za nogą. Woli wsłuchiwać się w Leppera i innych krewkich polityków, budujących swą siłę na opozycji wobec Unii. Tych sygnałów nie wolno lekceważyć! Należałoby raczej na czas wyciągnąć wnioski.

Bogdan Góralczyk jest publicystą i wykładowcą, pracownikiem naukowym Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego