Zgadzam się całkowicie w ocenie sytuacji na świecie z Samuelem Huntingtonem, wyrażonej w książce „Zderzenie cywilizacji” — nasze cywilizacje, islamska i zachodnia, skazane są na walkę, a jej wynik wcale nie jest przesądzony.
Wydarzenia z 11 września 2001 r. powoli odchodzą w przeszłość. Wywołały jednak poważny wpływ zarówno na życie gospodarcze, jak i polityczne USA oraz całego świata. Miniony rok można podzielić na dwa okresy. Pierwszy, tuż po ataku na WTC, charakteryzował się szokiem i przerażeniem większości obywateli zachodniej cywilizacji. Oczekiwano wojny ząb za ząb, następnych ataków, recesji wynikającej z upadku zaufania konsumentów i inwestorów do światowej gospodarki. Zdecydowane akcje Fed i innych banków centralnych oraz szybkie pokonanie talibów w Afganistanie zakończyło ten okres. Nie można jednak powiedzieć, że ludzie zapomnieli, że nie ma to już znaczenia. Oczywiście nie, ale zaczął się drugi okres, trwający do dziś, w którym nastąpiło uspokojenie i wzrost wiary w to, że nasza cywilizacja obroni się, że mamy narzędzia militarne i ekonomiczne do wygrania tej wojny. Powtarzane bez przerwy przez CIA i FBI ostrzeżenia przed możliwością następnych ataków spowszedniały.
Tragiczne wydarzenia z 11 września zostawiły jednak wyraźne ślady. Były nimi, m.in., konsekwencje akcji Fed i administracji amerykańskiej. Niezwykłe obniżenie stóp procentowych (do poziomu najniższego od 40 lat) i duże zwiększenie wydatków rządowych pozwoliły na chwilowe dźwignięcie gospodarki amerykańskiej z recesji, a co za tym idzie — podniesienie indeksów giełdowych. Wojna z talibami i Al-Kaidą zwiększyła wydatki na zbrojenia i bezpieczeństwo. W związku z tym budżet USA błyskawicznie wykazał deficyt (podatkowe reformy administracji Busha znacznie się do tego przyczyniły) i pozbawił Fed broni do walki z dalszym osłabieniem gospodarczym, które wydaje się poważnie zagrażać USA. Następne obniżki krótkoterminowych stóp procentowych już nie będą miały takiego wpływu, bo oprocentowanie kredytów nie będzie maleć w podobnym tempie, jak w ciągu ostatnich 12 miesięcy, spółki natomiast nie zwiększą zdecydowanie wartości zaciąganych kredytów, obawiając się dekoniunktury.
Dodatkowym efektem ubocznym obniżek stóp była pomoc w nadmuchaniu balonu spekulacyjnego na rynku nieruchomości w USA. Pożyczki hipoteczne są tak nisko oprocentowane, że stały się szlagierem sezonu, a rosnące ceny domów i ich rynek zaczęły zastępować giełdę. Pewne elementy końca hossy (rosnący obrót i malejące ceny domów, olbrzymia sprzedaż akcji przez zarządy spółek budowlanych) pokazują, że załamanie może być blisko. Rynek nieruchomości nie podlega tak szybkim wahaniom jak giełdowy, ale uważam, że najpóźniej w 2003 r. nastąpi duży spadek cen domów. Pęknięcie tego balonu, szczególnie jeśli spotka się z dekoniunkturą na rynku akcji, załamie do końca „efekt bogactwa”, od którego zależy siła nabywcza konsumentów w USA. A ich wydatki napędzają 2/3 gospodarki amerykańskiej.
W sferze politycznej wojownicza administracja Busha dostała potężny oręż. Rosnące poparcie dla prezydenta pokazało drogę: walka z terrorystami to pewna wygrana drugiej kadencji i nakręcenie koniunktury w sektorze zbrojeniowym, popierającym republikanów. Stąd pomysł ataku na Irak, który nie podoba się nie tylko Europejczykom i Rosjanom, ale i niektórym wybitnym politykom w USA.
Ten atak wymusi olbrzymie wydatki USA — tym razem sojusznicy nie pomogą, a ostatnia wojna z Irakiem kosztowała 60 mld USD. Ta wojna może się źle skończyć, jeśli świat arabski zacznie protestować i ograniczać wydobycie ropy. Już powstają napięcia na linii USA – Arabia Saudyjska (obalenie dynastii rządzącej Arabią Saudyjską przez niechętnych jej obywateli tego państwa byłoby niezwykle silnym uderzeniem w gospodarkę światową).
Poza tym są inne zagrożenia. Gdyby Irak miał broń bakteriologiczną, ponadto już umiejscowioną w USA i gotową do użycia w przypadku inwazji, to skutki byłyby nie do opisania, a recesja nie byłaby już tak łagodna jak w ubiegłym roku. Poza tym amerykańskie uderzenie zwiększy nienawiść ludności muzułmańskiej do całej naszej cywilizacji, nie tylko do głównego ośrodka — USA, co w dłuższym czasie doprowadzi do dalszych, bardzo poważnych, konfliktów. Zgadzam się całkowicie w ocenie sytuacji na świecie z Samuelem Huntingtonem („Zderzenie cywilizacji” — książka, którą koniecznie trzeba przeczytać) — nasze cywilizacje są skazane na walkę. Tylko pełna świadomość mechanizmów, które je do tego pchają, może złagodzić konflikt. Administracja amerykańska niestety tego nie rozumie.
W ten sposób wydarzenia z 11 września 2001 r. wymuszając pośpieszne działania ratunkowe i dając carte blanche jastrzębiom w administracji, doprowadziły gospodarkę USA i cały świat w bardzo niebezpieczne miejsce. Gdyby nie te wydarzenia, być może recesja byłaby powoli przezwyciężana i nie powstałyby napięcia rodzące następne kłopoty, a świat nie musiałby obawiać się, że wybuchnie wojna między cywilizacjami Zachodu i islamu.