Dyscyplinujemy terminy płatności
Już od pewnego czasu posłowie szumnie zapowiadają, że prace nad długo oczekiwanym uregulowaniem terminów płatności handlowych nabierają wyraźnego tempa. Cóż tempo, jakie jest, każdy widzi.
Znaczne opóźnienia w przygotowaniu samego projektu posłowie tłumaczyli … oczekiwaniem na stosowne rozwiązania w samej Unii. Dyrektywa w tej sprawie weszła w życie dopiero w połowie 2000 r. W Unii termin płatności został skrócony do 30 dni. Jednak w niektórych przypadkach może on być przedłużony nawet do 60 dni.
Nasi legislatorzy chcą się jednak zrehabilitować za niewielkie opóźnienia i w zgłaszanych postulatach są dużo bardziej restrykcyjni niż zakładają to przepisy unijne. Nowa propozycja przewiduje, by przedsiębiorca miał obowiązek dokonania zapłaty za dostarczony towar w ciągu 21 dni od uzyskania wpływów z jego sprzedaży. Tu jednak pojawia się małe zastrzeżenie, korzystne dla odbiorców. Sprzedaż towarów musi nastąpić przed terminem płatności określonym w umowie. Jeśli tak się nie stanie (a wszystko na to wskazuje), to odbiorca może znacznie oddalić termin uiszczenia należności. A to już jest doskonała furtka dla tych, którzy są przyzwyczajeni do płacenia z poślizgiem.
Prawo może nie rozwiązać wszystkich problemów z płatnościami. Supermarkety często są jedynymi odbiorcami towarów, oferowanych przez małych i średnich przedsiębiorców. Silniejszy dyktuje więc warunki. Pozbawieni możliwości zbytu szczególnie mali przedsiębiorcy mogą utracić kontakt z rynkiem. Wtedy też nie pozostanie im nic innego niż pokorne milczenie.
I na koniec jeszcze jedno pytanie. Państwa Unii mają dużo czasu na dostosowanie się do zapisów nowej dyrektywy. Pierwsze konsekwencje w przypadku jej nieprzestrzegania będą wyciągane dopiero od sierpnia 2002 r., czyli prawie po dwóch latach. Ciekawe, jaki czas na dostosowanie dostaną polskie sieci handlowe.