Dywersyfikacja czeka już w wannie

Weronika KosmalaWeronika Kosmala
opublikowano: 2016-08-31 22:00

WIG20 traci, więc czas na jakieś zróżnicowanie. Potencjału wanny pełnej szampana jakoś nigdy pod tym względem nie kwestionowano

Jeśli główny indeks warszawskiej giełdy znów będzie pod kreską, warto przyjrzeć się notowaniom giełdy londyńskiej, tyle że niekoniecznie indeksowi FTSE, a na przykład Champagne 50. Wskaźnik wartości inwestycyjnych szampanów publikowany przez brytyjską platformę do obrotu kolekcjonerskimi winami dawno nie zawiódł — od początku roku wzrósł ponad 7 proc., a przez 5 lat prawie 19 proc., podczas gdy wina bordoskie i z Doliny Rodanu też zapracowały na dwucyfrową zmianę, ale z tą różnicą, że ich indeksy dołowały.

Kryształ w koronie

Striptizerki tańczące w szampanie może nie nasuwają skojarzeń z rozrywkami, na które pozwala cieńszy portfel, ale rynek udowadnia, że powinno być raczej odwrotnie. Rocznikowe wina z bąbelkami nie należą do tanich, ale w zestawieniu z ich czerwonymi odpowiednikami o zbliżonym potencjale inwestycja w szampany jest znacznie bardziej osiągalna. Skrzynką osławionego Cristala z 1999 r. obracano ostatnio po 1,9 tys. GBP (9,8 tys. zł) — co oznacza, że butelka kosztowałaby około 815 zł, czyli nieporównanie mało na tle dziesiątek tysięcy płaconych za ten sam rocznik burgundzkiego DRC. Mimo że zestawianie czegokolwiek z etykietami Domaine de la Romanée-Conti dałoby pewnie efekt spektakularnej cenowej przepaści, przykładowy rocznik Cristala i tak się broni, bo od połowy 2005 r. podrożał 111 proc. Z ostatnich dziesięciu roczników tylko jeden wyceniany jest na rynku wtórnym mniej przychylnie, przy czym — jak przystało na tzw. prestige cuvée — rocznik nie musi pojawiać się co roku, a zanim już trafi do obiegu, z 7 lat poleży jeszcze w szampańskiej piwnicy. Tak jak autentyczny szampan jest właśnie tylko stamtąd, tak prestige cuvée powstaje wyłącznie ze zbiorów jednego sezonu, dlatego stanowi tylko kilka procent produkcji i nie jest wytwarzany w latach, w których jakość czy ilość gron na to nie pozwala. Salon wypuścił na przykład tylko 39 roczników, chociaż Le Mesnil pojawia się na rynku od 1905 r. — a warto zwrócić uwagę, że nie tylko Salon uznał, że jego prestige cuvée zasługuje, żeby się jakoś inaczej nazywać. Le Mesnil tworzy półkę etykiet z konkretną datą razem z Sir Winstonem Churchillem produkowanym przez Pol Roger czy chociażby z wymienionym Cristalem Lousia Roederera. Rozpoznanie samego Cristala na tej półce nie byłoby natomiast trudne, bo nazwą można się kierować intuicyjnie — pierwsze takie szampany powstały na zamówienie cara Aleksandra II, którego obawa o przemycanie ładunków wybuchowych wymusiła na winnicy Roederera wprowadzenie zupełnie przejrzystych, kryształowych butelek.

Bułka z masłem

W 2002 r. prawie każdy z domów oferujących rocznikowe szampany miał się czym pochwalić, a już w 2003 r. upalna pogoda pozwoliła na to tylko nielicznym. Skoro więc o podaży inwestycyjnego prestige cuvée decydują chmury, zupełnie innego znaczenia nabierają świeże wiadomości z branży, krzyczące o przymrozkach, gradzie i różnych pleśniowych chorobach w jednym sezonie. Z tegorocznego winobrania spodziewanych jest przeciętnie do 7,5 kg z hektara — podaje „Decanter” — a średnia zakładana dla Szampanii w czerwcu wynosiła jeszcze 10,8 kg. W związku z tym, że większość tamtejszych butelek wypełnia trunek „non vintage”, czyli będący mieszanką z różnych lat, szampańskim domom nie musi grozić wieszczone początkowo załamanie sprzedaży, bo obecne rezerwy mają podobno starczyć nawet na jeszcze jeden rok z pleśnią, mrozem i gradem. Zestawianie ze sobą alkoholi z kilku sezonów pozwala poza tym na utrzymanie konkretnego stylu producenta — dlatego Moët & Chandon zwykle smakuje podobnie, a o każdym z roczników krytycy muszą rozpisywać się na nowo, dochodząc nawet do wyraźnych nut miodu, brioszek i tostów. Kiedy w recenzji potencjalnej inwestycji pojawiają się wzmianki o maślanych smakowych poezjach, nie należy jednak podejrzewać przekrętu, bo rocznikowe szampany zawdzięczają je dłuższemu, kilkuletniemu dojrzewaniu. Jak już dojrzeją w piwnicach szampańskiego domu, aromaty bułeczek mogą się jeszcze długo rozwijać w butelkach, dlatego że potencjał starzenia jest w takich przypadkach względnie wysoki. Jak podaje przy tym monitorująca rynek Union des Maisons de Champagne, podaż i tak jest ograniczona przepisami, więc ceny dalej będą rosły bez znaczenia na pogodę. Taką wizję uzupełnia tylko Tim Triptree, ekspert z Christie’s, który zaleca, że jak inwestować w szampana, to najlepiej nie w standardowe 0,75 l, tylko chociaż w 1,5-litrową butelkę magnum albo 3-litrowego jeroboama. Rozmach podeprzeć można obserwacją, że im większa butelka, tym proporcjonalnie mniejszy tzw. ullage, czyli przestrzeń pomiędzy szampanem a korkiem, którą wypełnia przyspieszające dojrzewanie powietrze. Pragmatyzm inwestowania w okazalszy rozmiar wyjdzie też wtedy, kiedy pojawi się potrzeba szybkiego odkorkowania części aktywów i przelania ich do wanny, w celu inaczej rozumianej dywersyfikacji. Taka strategia poważnie zwiększa jednak ryzyko, bo jeśli dama zapyta o rocznik, ziści się najgorszy scenariusz. Zwrot z inwestycji nie nastąpi, bo sugestia może oznaczać, że w innym niż prestige cuvée nie zanurzy stopy.