prawo i biznes Dziś dojdzie do ostatecznej rozgrywki o kształt swobody gospodarczej
Premierze, zduś opór biurokracji — apeluje Roman Kluska. To najlepszy i być może ostatni moment na zmiany.
"Jeśli nie teraz, to kiedy? Jeśli nie my, to kto?" — takie pytanie powinni zadać sobie na dzisiejszym posiedzeniu członkowie rządu, a zwłaszcza premier Donald Tusk. Dziś wybije godzina prawdy dla niego i całego gabinetu. Na posiedzeniu Rady Ministrów ma dojść do batalii o ostateczny kształt nowelizacji ustawy o swobodzie gospodarczej, która ma być filarem progospodarczej "rewolucji październikowej". Jeżeli premier serio traktuje obietnice złożone przedsiębiorcom, uderzy ręką w stół i obroni korzystne dla nich propozycje wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda.
— Opór biurokratycznego lobby wobec naszego projektu jest nadal ogromny. Nie cofnęliśmy się ani na krok. Wszystko rozstrzygnie się na wtorkowym posiedzeniu rządu — wyjaśnia Adam Szejnfeld.
Szefowie największych organizacji przedsiębiorców nie wyobrażają sobie czarnego scenariusza. Apelują do premiera Tuska o stanowczość i przyjęcie projektu swobody w wersji przygotowanej przez Ministerstwo Gospodarki. W tym kontekście bardzo mocno brzmi apel Romana Kluski, przedsiębiorcy, który na własnej skórze boleśnie odczuł wszechwładzę biurokracji.
— Opór urzędników to zwykły sabotaż i działanie na szkodę państwa oraz interesu narodowego. Premier powinien ten opór zgasić — nie owija w bawełnę założyciel Optimusa.
Tym bardziej że w dobie zwalniającej gospodarki przedsiębiorcom potrzebny jest silny pozytywny bodziec.
600 stron zastrzeżeń
Wiceminister Szejnfeld bez ogródek nazywa swój projekt rewolucyjnym (przykłady rozwiązań w ramce).
— Rozpoczynanie działalności gospodarczej jeszcze przed jej zarejestrowaniem, zakładanie firm przez internet, radykalne ograniczenie kontroli przedsiębiorców — to zmiany rewolucyjne. To bezprecedensowy krok w stronę wprowadzenia w Polsce konstytucyjnej wolności gospodarczej — twierdzi Adam Szejnfeld.
Dowodem na to, że mówi prawdę, jest otwarta wrogość urzędników wobec projektu. W trakcie uzgodnień międzyresortowych przedstawiciele wielu ministerstw i instytucji zgłosili około 600 stron zastrzeżeń (przykłady w ramce). Oponenci twierdzą, że projekt Szejnfelda uniemożliwi działanie kontroli skarbowej, celnej, antykorupcyjnej, inspekcji handlowej, inspekcji pracy i wielu, wielu innych. Niektóre organy, jak np. Służba Celna, Komisja Nadzoru Finansowego czy Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, zażądały nawet wyjęcia ich spod reżimu nowych regulacji.
Pięścią w stół
— Premier i cały rząd powinni murem stanąć po stronie wiceministra Szejnfelda. Przecież w jego projekcie znalazły się sztandarowe obietnice PO z kampanii wyborczej. Teraz jest najlepszy moment na odważne likwidowanie barier dla firm i premierowi łatwo byłoby je uzasadnić — mówi Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej.
Andrzej Malinowski, prezydent Konfederacji Pracodawców Polskich, jest dobrej myśli.
— Jestem przekonany, że premier uderzy pięścią w stół i nie ustąpi biurokratom. To już ostatni dzwonek na odważne reformy. Jeżeli recesja zawita do Polski, na zmiany będzie za późno. Projekt swobody gospodarczej został uzgodniony z partnerami społecznymi i w niezmienionej wersji powinien trafić do parlamentu. W przeciwnym razie premier przyzna, że nie rządzi i nie panuje nad administracją — uważa Andrzej Malinowski.
Obiecywana przez premiera swoboda może podzielić los także obiecywanego podatku liniowego czy zniesienia podatku Belki.
Jarosław
Królak