Dyskusja w biznesowym towarzystwie, wykraczająca poza bieżący kurs złotego czy stopy procentowe, od pewnego czasu nie może pominąć Afryki. Dlatego w programie piątego już Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach taki wątek po prostu musiał się znaleźć, pod hasłem „Świat, Europa, Afryka — czas na nowe rozdanie”. Nawet najbardziej kreatywna debata nie powoduje zmian, ale przynajmniej usiłuje zdefiniować problem.
Dzisiejsza Unia Europejska półtora wieku temu skolonizowała afrykański kontynent. Większość rozebrały Anglia i Francja, skrawki zostały dla Portugalii, Belgii, Niemiec, Holandii. Po epoce rabunkowej eksploatacji uzyskujące niepodległość kolonie wpadły w gospodarczą beznadzieję. Gdy dołoży się do tego wszelkie uwarunkowania kulturowe i społeczne, Afryka pod koniec XX wieku zasadnie postrzegana była przez resztę świata jako kontynent stracony.
Ale po dekadzie XXI wieku wahadło przeszło na drugą stronę i nagle prognozy stały się przesadnie optymistyczne. Fakt, że w Afryce leży sześć z dziesięciu najszybciej rozwijających się gospodarek świata, ale główną przyczyną jest boom na bogate surowce naturalne. Niestety, Afryka nadal niewiele wytwarza, a sytuacja ulega wręcz pogorszeniu — w owej pomyślnej dekadzie udział wartości dodanej w eksporcie jeszcze zmalał. Rolnictwo pozostaje prymitywne, drgnęły natomiast usługi, w tym telekomunikacja.
Dla europejskiej gospodarki Afryka to nadal przede wszystkim gigantyczny rynek zbytu. Liczba ludności kontynentu przekroczyła miliard, a w realnym horyzoncie czasowym dojdzie do dwóch. Odłamkiem bomby demograficznej jest wzrost klasy średniej, która sięga już 350 mln osób. Reszta ludności żyje jednak w warunkach urągających standardom cywilizacyjnym, również w tak silnym państwie, jak bliska nam od niedawna Nigeria. Nierozwiązywalne problemy społeczne i bieda powodują, że działalność inwestycyjna w Afryce wciąż obarczona jest wielkim ryzykiem.
Dlatego nawet trudno się dziwić, że dekada Afryki została przez Europę generalnie przespana. Wyobraźnia UE sięgała najwyżej do basenu Morza Śródziemnego, w którym nastąpiła zresztą zaskakująca unijnych polityków eksplozja społeczna. W głąb kontynentu na masową skalę wleli się natomiast Chińczycy, nie tylko z kapitałami i tanimi wyrobami, ale z własną siłą roboczą. Neokolonizacja ugruntowuje surowcową strukturę gospodarki afrykańskiej. Na dodatek międzynarodowe systemy handlowe nie sprzyjają rolnictwu, które realnie może być jedyną windą zdolną do wyciągnięcia afrykańskich gospodarek z dołka.
Moderator debaty Aleksander Kwaśniewski zakończył ją życzeniem, by wielka gra o Afrykę wyłoniła samych zwycięzców. Zaproszona do Katowic biznesowo- -polityczna reprezentacja Czarnego Lądu postuluje przede wszystkim zmianę naszej, znaczy europejskiej, mentalności. To znany problem wędki i ryby — kraje afrykańskie chciałyby przestać dostawać jałmużnę, a w zamian domagają się mechanizmów umożliwiających przynajmniej handlowe partnerstwo. Eksploatacja surowców jako podstawa relacji to raczej nie to, o co im chodzi.