Fundusze dłużne nie poprawią znacząco wyników w 2019 r. Mogą być jednak wyjątki
Spora grupa klientów funduszy obligacji nie zaliczy 2018 r. do udanych.
Zainwestowali pieniądze w produkty, które nie potrafią pobić lokat
bankowych, albo wręcz przynoszą straty. Spory na to wpływ mają problemy
GetBacku i afera KNF, które pośrednio uderzyły w polski rynek obligacji.
Z drugiej jednak strony, wielu zarządzających przyjęło niewłaściwe
założenia względem polityki pieniężnej w Polsce i za granicą. Kompletną
loterią był zaś wpływ na rynek tzw. wojen handlowych.
Czy w tym kontekście można spodziewać się poprawy wyników funduszy
obligacji w 2019 r.? Nasi rozmówcy uważają, że na generalną zmianę nie
ma co liczyć.
— Wobec perspektywy dalszego wzrostu stóp procentowych trudno
prognozować znaczącą poprawę wyników funduszy dłużnych. Globalna
gospodarka jest w zaawansowanej fazie cyklu gospodarczego i ewentualne
spowolnienie może przynieść pogorszenie wyników spółek i ich
wiarygodnościkredytowej, co pociągnie za sobą spadek cen obligacji
korporacyjnych. Kolejnym czynnikiem ryzyka jest inflacja, która — choć
dziś stłumiona — może w przyszłości wzrosnąć — zaznacza Krzysztof
Kamiński, członek zarządu Millennium TFI.
— Wydaje się, że 2019 r. może być podobny do 2018 r. pod względem
średniej wyników funduszy. W sytuacji spowalniania globalnej gospodarki,
rzeczywiste podwyżki stóp procentowych w tym roku mogą być niższe od
aktualnych oczekiwań, hamując tym samym ruch w górę rentowności
krajowych obligacji — potwierdza Mikołaj Stępniewski, zarządzający
funduszami Investors TFI.
Jest szansa, ale nie w Polsce
Trochę inny punkt widzenia reprezentuje Tomasz Rabęda, starszy
zarządzający funduszami w NN Investment Partners TFI. Jego zdaniem, rok
2019 r. może być dobry dla obligacji skarbowych.
— Niewykluczone, że Fed przestanie podnosić stopy procentowe, zresztą
już zaczął łagodzić retorykę. W rezultacie dolar może się osłabić, a
obligacje rynków wschodzących — zyskiwać — przewiduje Tomasz Rabęda.
Zarządzający NN IP TFI nie jest jedynym, który pokłada nadzieje w
papierach dłużnych rynków wschodzących.
— Największą wartość upatruję obecnie w wybranych obligacjach skarbowych
rynków wschodzących, które, przy marżach rzędu 6 proc., stanowią
atrakcyjną alternatywę inwestycyjną — przyznaje Krzysztof Kamiński.
W perspektywie końca 2019 r. specjalista bierze on pod uwagę zakończenie
obecnej fazy wzrostu cen obligacji amerykańskich i innych państw
uznawanych za tzw. bezpieczne przystanie, kosztem obligacji
korporacyjnych i długu rynków wschodzących.
— W tym świetle polskie obligacje skarbowe mogą jednak tracić na
wartości — podkreśla menedżer w Millennium TFI.
Odsetki niwelują przecenę
Rafał Walczak, zastępca dyrektora departamentu zarządzania aktywami PKO
TFI, tłumaczy przy okazji model działania rynku długu. Wyższe
oprocentowanie (w porównaniu do rynkowej stopy wolnej od ryzyka) to
wyższe ryzyko — w przypadku obligacji stałokuponowych im dłuższa
zapadalność obligacji, tym większe ryzyko stopy procentowej, w przypadku
obligacji zmiennokuponowych, im większa marża ponad stopę wolną od
ryzyka, tym wyższe ryzyko kredytowe. Im natomiast większe ryzyko, tym
większa wrażliwość obligacji na poziom stóp procentowych, a tym samym
zmienność notowań rynkowych obligacji.
— Racjonalnie patrząc na rynek, inwestor chcąc utrzymać podobne jak
kiedyś ryzyko portfela powinien oczekiwać mniejszych zwrotów, lub też —
jeśli chce utrzymać historycznie wysokie stopy zwrotów — powinien
zaakceptować wyższe ryzyko inwestycji, a w konsekwencji większą
zmienność jednostki uczestnictwa funduszy obligacyjnych — wyjaśnia Rafał
Walczak.
Ekspert zwraca jednak uwagę, że obligacje jako klasa aktywów mają tę
przewagę nad innymi, że co pewien czas wypłacają odsetki.
— Ten stały, kuponowy dochód powoduje wypłaszczenie wahań wyniku
ekonomicznego z tytułu zaangażowania w tę klasę aktywów. Neutralizuje
zmienność wynikającą z wahań rynkowych cen obligacji — podkreśla Rafał
Walczak.
— W środowisku niskich stóp procentowych, fundusze obligacji, biorąc pod
uwagę stały dostęp do zainwestowanych pieniędzy, nadal stanowią
atrakcyjną lokatę w porównaniu z średnim oprocentowaniem dłuższych
depozytów bankowych — zaznacza Mikołaj Stępniewski. © Ⓟ
Rekord mimo rekordu
W 2018 r. resort finansów sprzedał obligacje oszczędnościowe o wartości
nominalnej 12,7 mld zł. To absolutny rekord i niemal dwa razy więcej niż
rok wcześniej. Najwięcej sprzedano obligacji o 3-miesięcznym terminie do
wykupu — za niemal 4,2 mld zł. Cieszące się do tej pory największym
wzięciem papiery dwuletnie uplasowano za 3,57 mld zł, a niewiele mniej
(3,34 mld zł) sprzedano obligacji 4-letnich. Paradoksalnie, był to też
rok rekordowo niskich stóp procentowych, co miało konsekwencje dla
oprocentowania obligacji. Kupującym nie przeszkadzało to, że na
trzymiesięcznych obligacjach kupon wynosił 1,5 proc. w skali roku.
Oznacza to, że od każdych zainwestowanych 100 zł po trzech miesiącach
odsetki po opodatkowaniu wyniosły niespełna 31 groszy. W bieżącej
ofercie resortu finansów oprocentowanie również wynosi 1,5 proc. i
biorąc pod uwagę deklaracje większości członków Rady Polityki Pieniężnej
odnośnie polityki monetarnej, na podwyżkę się nie zanosi. W ofercie
Ministerstwa Finansów są także obligacje dwuletnie (oprocentowanie jest
stałe i wynosi 2,1 proc. w skali roku), trzyletnie (2,2 proc. w
pierwszym okresie odsetkowym, wynoszącym 6 miesięcy), czteroletnie
(oprocentowanie oparte jest o inflację, a w pierwszym roku wynosi 2,3
proc.; w kolejnych latach to inflacja powiększona o marżę w wysokości
1,25 pkt. proc., może więc przekroczyć 3 proc. w 2020 r.) oraz
10-letnie. Oprocentowanie tych ostatnich w pierwszym roku to 2,7 proc.,
a w kolejnych równe jest inflacji powiększonej o 1,5 pkt. proc. [KZ]
12,7 mld zł Taką wartość miała sprzedaż obligacji
detalicznych skarbu państwa w 2018 r. To o 85 proc. więcej niż w 2017 r.
© ℗