Takiego zgrzytu w trwającej od prawie czterech i pół roku koalicji jeszcze nie było. Negocjacje Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego skończyły się trzaśnięciem drzwiami przez wicepremiera Waldemara Pawlaka, szefa ludowców, i groźbą szukania głosów wśród opozycji, rzuconą przez Platformę.
— Na środę zwołany jest zarząd PO, który omówi wszystkie możliwe scenariusze na rzecz zebrania większości parlamentarnej — takiej, która umożliwi przyjęcie projektu reformy — stwierdził w krótkim oświadczeniu Paweł Graś, rzecznik rządu, polityk PO. Jak stwierdził, Waldemar Pawlak „poinformował premiera Tuska, że nie jest na chwilę obecną gotowy poprzeć reformy”. Ludowcy ripostują, że to Platforma nie jest gotowa do porozumienia.
— Kompromis polega na tym, że wspólnie szuka się rozwiązań. Tymczasem wszystkie nasze propozycje zostały odrzucone, a ze strony koalicjanta nie padły rozwiązania kompromisowe — twierdzi Krzysztof Kosiński, rzecznik PSL.
Choć reforma emerytalna miała być kluczowym punktem długofalowego naprawiania finansów publicznych, rynki finansowe przyjęły te koalicyjne przepychanki ze spokojem. Po słowach ministra Grasia kurs złotego w stosunku do euro nawet nieco się umocnił. Rynkowa wycena polskich obligacji nie się zmieniła. Według analityków, sytuacja nie wydaje się jeszcze na tyle poważna, by mogła zagrozić reformom w Polsce.
— Co do reformy emerytalnej, sytuacja jest bezpieczna. Układ parlamentarny dawno nie był tak sprzyjający tego typu prowzrostowym działaniom. Nawet jeśli PSL nie zgodzi się na propozycję PO, w Sejmie jest Ruch Palikota, duża partia opozycyjna, która deklaruje gotowość poparcia reformy — twierdzi Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku. Według analityków, szantaż Platformy wobec ludowców to raczej próba sił i element twardych negocjacji niż faktyczna zapowiedź rozpadu koalicji.
— Nie spodziewam się wielkich reakcji na giełdzie lub rynku walut. Nawet jeśli temat problemu w koalicji pojawi się w komentarzach giełdowych, to góra na jedną czy dwie sesje — twierdzi Alfred Adamiec, prezes DM Alfa.
Rynek nadal wierzy, że koalicjanci ostatecznie dojdą do porozumienia, reforma emerytalna zostanie przyjęta i przetrze szlak dla innych zmian zapowiedzianych przez premiera w exposé.
— Już wcześniej było jasne, że wprowadzanie w życie reformy emerytalnej będzie długie i skomplikowane. Nawet inwestorzy zagraniczni zachowywali pewien dystans. Rynek w pewnym stopniu jest przystosowany do różnych zawirowań i sprzeczek w rządzie — mówi Piotr Kaczmarek, analityk DM BDM.
Eksperci nie wykluczają jednak także czarnego scenariusza, czyli rozpadu koalicji.Waldemar Pawlak szykuje się do zbliżających się wyborów na szefa partii, dlatego może być w negocjacjach z PO wyjątkowo nieugięty.
— Może się okazać, że reforma emerytalna będzie iskrą zapalną, która zniszczy koalicję — jeśli nie formalnie, to praktycznie. Jeśli PO będzie szukać poparcia dla tak ważnej reformy wśród opozycji, rynki zwątpią, czy ta koalicja rzeczywiście istnieje. Taka sytuacja z pewnością osłabi złotego i odbije się negatywnie na polskiej giełdzie — twierdzi Marek Rogalski, analityk DM BOŚ. Według analityków, ewentualne dłuższe tarcia w koalicji lub zmiana koalicjanta mogłyby znacząco zmienić obraz Polski na rynkach finansowych.
— Inwestorzy traktują Polskę jako kraj wyjątkowo stabilny politycznie i na tej podstawie budują w sobie przekonanie, że reformy muszą się udać. Problem z reformą emerytalną może skłonić ich do zdecydowanej weryfikacji ocen — mówi Marek Rogalski. Tego samego zdania jest Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI.
— Inwestorzy zagraniczni nie zdają sobie sprawy z coraz większego ryzyka politycznego w Polsce. Rozpad rządu miałby bardzo negatywny wpływ na warszawski parkiet — mówi Sebastian Buczek.
Marek Mikuć, wiceprezes Allianz TFI, zaznacza jednak, że ostatnie lata nauczyły rynki dystansu do politycznych waśni.
— Historia jednak uczy, że każde zawirowania, które są wywołane lokalną polityką, mają krótkotrwały efekt. Jeżeli pozytywne nastroje za granicą będą się utrzymywać, warszawskiej giełdzie na dłuższą metę nic nie grozi — mówi Marek Mikuć.